czwartek, 5 czerwca 2008

Desert Safari

Hejka,

Na początek wielkie sorry za opóźnienie. Niestety przeprowadzka do Bahrajnu spowodowała, że mam trochę mniej czasu na blog. Głównie dlatego, że to już ostatnie tygodnie mojego pobytu tutaj, zatem presja na wyniki ciągle rośnie.

Bahrajn jest nieco inny niż Dubai, ale w szczegóły wprowadze was w następnym (ostatnim) wpisie ze słonecznego Bliskiego Wschodu (w cieniu 47 ostatnio).

W tzw. międzyczasie chciałbym was zapoznać z moją wyprawą na pustynię w Emiratach. Otóż wspólnie z jednym z pracowników Aon ME, Timem Daviesem (Aon Mergers & Acqusitions Group) i jego rodziną wbraliśmy się na Desert Safari, które składałos się z dwóch częśći: dune bashing, czyli przejażdżka po pustyni samochodem terenowym oraz wieczorne atrakcje w obozowisku na pustyni. Wybaczcie, że zamieszczam zdjęcia jedynie z pierwszej części, ale druga była dosyć uboga we wrażenia, więc nie było czego komentować.

Do rzeczy zatem.


Dojazd na "miejsce" to dobra godzina drogi samochodem. Całość imprezy jest zorganizowana w ten sposób, że firma, która świadczy tego typu usługę, oddaje do dyspozycji samochód z kierowcą, który odbiera posażerów z miejsca zzmieszkania.

Niestety ze względu na fakt, że załapałem się na tę przygodę w ostaniej chwili, musiałem dotrzeć do domu Tima taksówką przez prawie cały Dubaj, tylko po to, aby mnie z tamtąd odebrali.

W każdym bądź razie, zdjęcie powyżej przedstawia widok jaki ukazał si ęmoim oczom po dotarciu na tzw. punk startowy, gdzie zjeżdżają się grupy wycieczkowe. A jest ich naprawdę sporo. Tylko od naszego organizatora było 12 samochodów z uczestnikami.


Plan imprezy jest taki, że pierwsza część obejmuje tzw. dune bashing, czyli jazdę samochodem terenowym po wydmach pustyni. Na zdjęciu powyżej, możecie zauważyć, że chętnych na tę imprezę jest naprawdę sporo.

W dniu, kiedy brałem udział w tym przedsięwzięciu, równolegle startowały samochody z przynajmniej trzech firm.

Ten obrazek pochodzi z nieco późniejszej pory ale pokazuje jaką frajdę turystyczną daje pustynia. Po pierwsze można wybrać się na nią (tak jak my) z doświadczonym kierowcą, lub pi prostu wynająć sobie quada wraz z przewodnikiem.

Wynajęcie samochodu, tak aby samemu spróbować swich sił na pustyni, wymaga odbycia specjalistycznego kursu.


Nie mogłem się powstrzymaćm aby zrobić to zdjęcie. To jest "pustynny wychodek" w bazie tuż przed rozpoczęciem właściwych atrakcji. 

Niestety byłem zmuszony go odwiedzić. Uwieżcie mi, że korzystanie z niego w totalnych ciemnościach (po wejściu do środka) to nie lada sztuka. Oczywiście później dowiedziałem się, że można tam sobie włączyć światło, ale było już po przysłowiowych "ptokach".


No i jedno z pierwszych zdjęć zrobionych z samochodu. Miałem to szczęście, że siedziałem na przednim siedzeniu obok kierowcy, wieć moje wrażenia, były zdecydowanie najlepsze.

Tu słowo komentarza na temat pojazdów którymi się poruszaliśmy. Otóż z rozmowy z kierowcą wynika, że najlepszym samochodem off-road na tego typu imprezy jest Toyota Landcriuser. Nie jakieś tam Jeepy czy nie-nie-wiadomo-co. Ten samochód jest w stanie pomieścić do 8 osób i ciągle będzie miał najlepszy stosunek wagi do mocy silnika. Więc jeżeli ktoś z was rozważa kupno samochodu terenowego to jest to zdecydowanie najlepszy wybór. Ewentualnie Volksvagen Tuareg. Podobno świetnie sprawdza się w terenie.


A tu możecie zobaczyć, jaka to frajda z jazdy po wydnach. Kierowca był naprawdę doświadczony, więc pokazał nam to i owo. Ale nigdny nie zampone zjazdów z 50m wydm w dół!


Takich jak ten!


I ten!


Czasami oczywiście zdarzały się spokojne odcinki.




Oczywiście na pomysł, aby zrobić filmik zamiast pstrykać foty wpadłem dopiero na sam koniec.



No i pustynia.

Będąc jeszcze całkiem świeżo po lekturze filmu Oliviera Stone "The Doors" o tym słynnym "rockowym" zespole, i mając w pamięci fragment filmu, który mówi o tym, że warto od czasu do czasu zgubić się na pustyni, moje oczekiwania były całkiem spore.

I nie zawiodłem się. Pustynia to naprawdę magiczne miejsce. Mimo, że horyzont jest niezmienny, można gapić się w niego godzinami.


Jak choćby to zdjęcie. Przyznajcie sami, że panorama jest dosyć wciągająca...


No i próba artystycznego zdjęcia zrobionego za pomocą turystycznego apratu Nikon. Mam nadzieję, że chociać w minimalnym zakresie fotka ta oddaje moje zauroczenie tym miejscem.


No i na koniec wyruszyliśmy w blisko 45 minutową przejażdżkę na miejsce obozowiska. Wybaczcie, że nie zamieszczam żadnych fotek z tego miejsca, ale robiłem je jedynie telefonem, i nie są najlepszej jakości.

W każdym razie na miejscu były różne typow atracke turystyczne, w  rodzaju 5 minutowa przejażdżka na wielbłądzie, puszka Heinekena za 2 USD, shisha za friko (ale tylko jabłkowa), obiad z grilla no i taniec brzucha. 

Muszę przyznać, żę na tę ostatnią okazję czekałem z dużym zainteresowaniem. Niestety, ku mojemu zaskoczeniu zamiast smukłej tancerki pojawił się niespodziewanie panna, która miała wszelkie predyspozycje do belly dancing. BIG belly dancing. Jej brzuch przypominał mięsień "piwny", którego mogliby pozazdrościć niejedni sportowo zorientowani męszczyźni w Polsce. W pewnym momencie zaczęło wydawać mi się, żę jest to pewnego rodzaju oszustwo, ponieważ większość sztuczek była wykonywana z przyrządami, które w ten czy inny sposób miały uwypuklać zdolności tancerki związane z jej narzędziem pracy. Jednak jej walory w moim przekonaniu w zbyt dużym stopniu pozwalały jej utrzymywać kij w bezruchu w miejscu, które wymaga od przeciętnych kobiet zdecydowanie więcej wysiłku.


No i pozwoliłem sobie wtrącić zdjęcie zachodu słońca na pustyni. Problem z tym ujęciem miał dwa wymiary. Po pierwsze zachód słońca trwa niemiłosiernie krótko na pustyni na tej szerokości geograficznej. Człowiek ma wrażenie, że słońce po prostu spada ku horyzontowi.

Zatem w tak krotkim czasie, dostosowanei ustawień "półprofesjonalnego" aparatu wymaga sporo refleksu. Zatem jest to najlepsze zdjęcie jakie udało mi się zrobić, w kategorii "zachód słońca na pustyni".

I to tyle na dziś. Myślę, że będę mógł dokonać co najwyżej jeszcze jednego wpisu, w którym pokaże wam Bahrajn. Nie wiele jest do pokazywania, ale to co jest, wydaje się być dosyć ciekawe.

Zatem, do następnego razu!