wtorek, 24 marca 2009

Traffić



Wsiadłem. Zaraz... jak to było z automatem: najpierw hamulec, potem drążek na "D". Jest, zaskoczyło. Jeszcze sprawdze światła i jade. Koleś już mi macha żebym mogę jechać, akurat wyjazd z parkingu na lotnisku jest wolny. No to jazda. Puszczam hamulec, samochód zaczyna się powli toczyć. Dodaję gazu - działa, jadę. Uff to nie takie trudne! O nie autobus! Hamulec! Ale szarpnęło...

Dobra, jak to mówił taksówkarz? Druga w lewo, dalej prosto pod dwoma wiaduktami i na trzecim w lewo na Abu Dhabi - wprost na 311-tke - Road of Emirates i dalej już prosto aż do Arabian Ranches - tam mieszka Christof, od którego mam odebrać następnego dnia zmywarke. Warto dzisiaj jeszcze tam zajechać, żeby zgarnąć kilka przydatnych gadgetów - wyprowadza się z Dubaju więc jemu już niepotrzebne a dla mnie na wagę złota.

Podjazd, zjazd w lewo. Ale który! Rozwidal się na trzy więc bezpiecznie biorę środkowy. Jadę powoli, żęby móc ogarnąć co się dzieje. Zjazd łączy się z jakąś trzypasmową drogą. Żadnych wiarygodnych drogowskazów. No nic jadę. Zaraz, okolica wygląda znajomo! Pierwszaa myśl, że to dobrze znika wraz z pierwszą tablicą informacyjną - Dubai International Airport, Teriminal 1. Stąd przed chwilą wyruszyłem. Damn!

Drugie podejście na wiadukcie. Biorę trzecie rozwidlenie, czyli skrajny zjazd. Ok, jest drogowskaz na Abu Dhabi, i wydaje mi się, że nawet zawracam. Teraz włączyć się do ruchu. O matko, to jest sześciopasmowa droga! Ale oni tu zapieprzają. No nic. Be cool: migacz, dociśnij gaz i postaraj się przedrzeć na środek jezdni.

Jestem. Trzymam się znaków na Abu Dhabi, Jabel Ali i kurczowo kierownicy spoconymi dłońmi. Po dobrych 10 minutach jazdy z wytężonymi zmysłami coś zaczyna mi nie grać. W oddali przed sobą widzę Burj Dubai - tzn że jadę na południe ale wschodnią arterią zamiast 311, która omija Dubai od zachodu. Shit! przegapilem nawet moment w ktorym przejechalem most nad creekiem. No dobra trzeba zawrócić. Ale gdzie? Jak się zawraca na sześciopasmowej drodze, kiedy z każdej strony mijają cię samochody gnające 100 - 120? Gdzie zjechać? Gdzie pojechać dalej? Panika.





***

Tak wyglądało moje pierwsze dwadzieścia minut za kółkiem wypożyczonego samochodu w Dubaju. Byłem śmiertelnie przestraszony. Wszędzie drogowskazy, ktróre nic ci nie mówią bo kierują w części miasta, których nie znam. Dookoła komunikacyjny chaos drogowy i ciśnienie - wszyscy trąbią, migają światłami a ja nie wiem gdzie jestem.

Dojazd do Arabian Ranches zajął mi jeszcze 1,5 godziny. Normalnie z miejsca, w którym startowałem powinno to trwać około 15-20 minut (teraz już znam tę drogę!). Ale zanim zawróciłem na Sheikh Zayed Road, skierowałem się na Al Ain i dotarłem do 311 minęło 30 minut. Pozostałe 60 spędziłem w gigantycznym korku na 311, bo 5 km od wjazdu na drogę przewróciła się ciężarówka i leżała w poprzek drogi. Potem jeszcze zgubiłem się na zjeździe na Arabian Ranches (takie osiedle willowe) i musiałem zrobić kółko (kwadrat?) o obwodzie kolejnych 6 km.

To było 2 miesiące temu. Od tego czasu zebrałem już trochę doświadczeń z poruszania się po tym mieście samochodem i muszę przyznać, że jest całkiem w porządku. Oto kilka przemyśleń.




Infrastruktura

Jest niesamowita. Wyboraźcie sobie możliwość dotarcia z Piaseczna do centrum Warszawy nie jedną dziurawą Puławską, ale trzema sześciopasmowymi autostradami (w najwęższych miejscach po 3 pasy w jednym kierunku) i dodatkowo dwoma równoległymi drogami szybkiego ruchu (tyle że z normalnymi skrzyżowaniami). Sieć dróg w tym mieście jest imponująca i w ciągłej rozbudowie. Drogi są równe, szerokie i co do zasady dobrze oznakowane (grunt to nauczyć się logiki głównych azymutów).

Oczywiście przy takich drogach skrzyżowania autostrad z innymi drogami potrafią być nieco zaskakujące, bo wiadukty są dosyć skomplikowane i nie zawsze optymalnie zaprojektowane (ale to nic dziwnego - projektowali je Brytyjczycy, a oni jeżdżą przecież po złej stronie drogi), ale człowiek szybko uczy się na błędach.

Autostrady są tutaj płatne (podobnie jak przejazd przez większość mostów). Ale system (tzw. SALIK) jest bardzo ciekawym i wygodnym rozwiązaniem. Każdy kierowca chcący korzystać z płatnych dróg musi posiadać specjalną winietę, która wyposażona jest w chip (do kupienia na każdej stacji benzynowej). Płatność za przejazd odbywa się poprzez przejazd pod specjalną bramką (wygląda jak wiadukt) i automatycznie pobierane są 4 AED z konta posiadacza winiety. Łatwo i przyjemnie.



Kierowcy

To jest temat na niekończącą się opowieść. Ponieważ miasto jest tyglem kulturowym (z przeważającą większością przybyszów z subkontynentu indyjskiego) ma to swoje konsekwencje dla kultury poruszania się po drodze.

Jeżeli wydaje wam się, że w Warszawie jeździ się na wyścigi i jesteście w tym dobrzy (cwańsi niż inni kierowcy), to Dubaj będzie dla was prawdziwym testem ognia. Jeżdzi się tu szybko (żeby nie powiedzieć brawurowo) i ogólnie trzymając się tylko ramowych zasad ruchu drogowego. Kierunkowskazy (przy zmianie pasów, włączaniu się do ruchu czy skręcaniu) to luksus widziany od święta. Wymuszanie pierwszeństwa - na porządku dziennym. Ustępowanie drogi, czy wpuszczanie do korka - prawdziwy rarytas. Zasada jest prosta: uczestniczysz w wyścigu i musisz przeżyć.

Bardzo ciekawą rzeczą, którą zaobserwowałem jest użycie świateł awaryjnych. Właściwie nie ma tu jednoznacznych zasad. Czasem jest to typowy przycisk "niewidzialności" - ot włącza się go na wszelki wypadek. Czasem kierowcy włączają go dając do zrozumienia, że niewiedzą co się dzieje i co gorsza sami nie wiedzą co zrobią za chwilę. Czasem po prostu włączają go i wydaje im się, że jak jadą 100 na godzinę na światłach awaryjnych to mogą wszsytko i nic nie może im się stać.

Zapomnijcie o jakimkolwiek poleganiu na znakach drogowych. To znaczy o tym, że współuczestnicy tej atrakcji jaką jest sztuka przeżycia na tutejszych drogach, przykładają do nich jakąkolwiek uwagę. Znak stop? Ustąp pierwszeństwa? Wjazd na rondo? To dla mięczaków.

Zasada ograniczonego zaufania do innych kierowców nigdzie nie ma takiego zastosowania jak tutaj.



Ograniczenia

Być może właśnie ze względu na takie a nie inne zwyczaje w Dubaju panuje mnóstwo zakazów i ograniczeń dotyczących ruchu drogowego. Po pierwsze na Autostradach jest ograniczenie do 120 (poza Sheikhiem, gdzie nie można jechać więcej niż 100). Na pozostałych drogach max 80.

Przestrzegania ograniczeń prędkości strzeże system fotoradarów godny totalitarnego państwa. Są wszędzie. Na głównych szlakach najrzadziej co 2 km. I to nie tylko takie tam proste "pstrykacze" ale bardziej zaawansowany system fotoradarów laserowych.

Działają w taki spsób, że mierzą prędkość pojazdu i robią zdjęcie, gdy zostanie ona przekroczona. Niby normalnie, ale ciekawie zaczyna się robić, gdy kierowca zwolnił przed radarem i przyspieszył za nim. Po 2 km mija kolejny laserowy radar, który znowu mierzy mu prędkość. Znowu zwalnia do przepisowego limtu i za radarem przyspiesza. Teraz: jeżeli czas przejazdu między jednym radarem a drugim był krótszy niż przejazd tego odcinka z maksymalną dozwoloną prędkością (system zapamiętał moment minięcia pierwszego radaru), znaczy to tyle, że kierowca przekroczył na tym odcinku dozwoloną prędkość i należy się pamiątkowe zdjęcie i mandat wysokości co najmniej 600 AED.

W dodatku każdy może sprawdzić stan swoich manadatów w bazie policyjnej poprzez wpisanie numeru rejestracyjnego swojego samochodu na odpowiedniej stronie internetowej. Niezły bajer, co?

Drugum sposobem egzekwowania ograniczeń jest nieprawdopodobne populacja "śpiących policjantów" na drogach, czyli tzw. "bump-ów" zmuszających kierowców do zmnejszenia prędkości bo w przeciwnym razie stracą całe podwozie.

Fantazja projektantów "spowalniaczy" jest nieograniczona. Od małych niezauważalnych ale potrafiących wyrwać oś po mające okoła pół metra wysokości "wysepki" które potrafią mieć nawet 5 metrów długości. Prawdziwe skocznie - próbowałem.



Piesi

Nie mają żadnych praw.




Pułapki

Po pierwsze zwężenia. Oznakowane są w dosyć lakoniczny sposób, zatem najlepiej trzymać się z dala od skrajnych prawych pasów jezdni, bo pojawiają się nagle i czasem trzeba się nagimnastykować, żeby się zmieścić.

Poza tym oznakowanie "poziome" dróg czyli wszystkie te wymyślne freski malowane na asfalcie, które mają uatrakcyjnić przygodę poruszanai się po drogach. Nawet na moim osiedlu zdarzają się takie kwiatki jak strzałki na wprost malowane na skrzyżowaniu w kształcie litery "T". Oczywiście jakby się nad tym głębiej zastanowić to może i ma to sens - projektant w miał na myśli skręt w lewo - ale nie zawsze jest takie oczywiste.

Żeby tego było mało, ktoś kto projektował drogi zakochał się w pasach malowanych w poprzek drogi grubszą warstwą farby. Efekt zapewne miał być taki, że wjeżdżając na taki obszar na drodze kierowca odczuwa stukanie o "tarkę" i ma to go skłonić do zwolnienia. Nie działa. Poza tym, że unieruchamia ABS w samochodzie, który nagle głupieje bo koła mu podskakują (wiem, bo zaliczyłem sytuację, w której ABS mi się wyłączył przed skrzyżowaniem) to w sumie się chyba nie sprawdza.

Ronda to też piękny wymysł. Ogólnie popieram ten pomysł - jeżeli jest stosowany w umiarkowanych ilościach. Ale wyobraźcie sobie że pędzicie 120 na godzinę trzypasmową jezdnią (droga wkspresowa) i nagle wyrasta wam ogromne rondo, które w dodatku zwęża się do dwóch pasów. Refleks oraz odrobina odwagi we wpychaniu się przed innych jest jak najbardziej wskazana.

Skrzyżowania ze światłami. Do tego się po prostu trzeba przyzwyczaić. Są w systemie amerykańskim, zatem typowa dla Europy sytauacja, w której światło do jazdy na wprost upoważnia skręcających w lewo do wjazdu na skrzyżowanie tutaj się nie zdarza. Każdy pas ma swoje światło i musi czekać na swoją kolej. Co dla wspomnianych skręcających w lewo jest często wkurzające, bo czekasz na swoją kolejkę, aż każdy kierunek po koleji już sobie pojedzie. Najgorzej mają piesi, bo sytuacja, w której jednym chaustem mogą przeskoczyć przez całą szerokość drogi (obie jezdnie) w zasadzie nie występuje zbyt często i nazbyt długo.

Supercars. Wywodząc się z biednego kraju w Europie Środkowej zawsze miałem dziwne przeświadczenie, że jak ktoś już kupuje sobie supersamochód za milion złotych to zwykle na niego uważa i jeździ w miarę kulturalnie. W końcu serwis i części nie są takie tanie. Tutaj, kiedy widze we wstecznym lusterku pędzoącego za mną Mercedesa SLR zdwajam swoją czujność. Facet pewnie jedzie dwa razy szybciej ode mnie (jakieś 250 km/h) i jeżeli coś się stanie jego samochodowi to po prostu jutro z garażu weźmie następnego. Oni są po prostu szaleni.

Resumując...

... jest bardzo wygodnie i swobodnie. Dojechać można prawie wszędzie (co najwyżej za więcej niż jednym podejściem) szybko (jak sie wie gdzie i kiedy) i wygodnie (jak sie zaakceptuje pewne prawidlowosci). Jest to po prostu miejsce dla zmotoryzowanych z zawsze ekscytującym dreszczykiem emocji. Gdzie jeszcze zobaczycie na autostradzie prowadzącej przez centrum miasta autobus typu Autosan rocznik '92 gnający 120 km na godzinę?

AUTO-R

PEESY

Wiem, wiem, znowu długo zwlekałem z wpisem. Wszystko przez ten internet. Oczywiście dalej go nie mam i na moje pytania zadawane administracji otrzymuję wymowny gest rozłożonych rąk. Przynajmniej mnie nei okłamują.

Wiosna zaczęła się tutaj kolejną burzą piaskową. Poza tym pogoda marzenie, chociaż ci co są tu dłużej twierdzą, że i tak jest cieplej niż zwykle. Na deszcz to już chyba nie ma co liczyć :-)

Mam nadzieję, że u was jest coraz lepiej i lada moment eksploduje zieleń (to już drugi rok z rzędu, w którym nie zobacze prawdziwej wiosny, chlip).

W każdym bądź razie na deser kilka fotek z innej parafii.




Wspaniale miejsce, w którym spędziłem ostatni weekend. Turysto Pamiętaj: Basen + Alkohol = Dobra Zabawa



To niestety nie jestem ja na tym zdjęciu (przecież to ja je robiłem), ale pomyślałem że warto pokazać wam Autodrom w Dubaju, gdzie czasem zdarza mi się dać wyciągnąć na gokarty (Wow! ale sport!) i laserowego Paintballa.



A to żebyście sobie nie myśleli, że tutaj to tylko tak słonecznie! Udało mi się zdążyć zrobić zdjęcie zachmurzonego nieba zanim po dwóch godzinach znów nie było śladu pochmurnej pogody.




Na tym zdjęciu widać całkiem regularnie pojawiającą się rzecz. Przez tą całą wilgotność w powietrzu wystarczy, że wieczorem lub nad ranem trochę mocniej powieje i gwałtowniej niż zwykle spadnie temperatura i już - mgła gotowa. W tym zjawisku podoba mi się to, że zawsze tutaj jest dosyć widowiskowe.




Zdjęcie zrobione z klubu na plaży przy hotelu Mina... coś tam, coś tam przy Madinat Jumeirah - to tam gdzie zawędrowałem na Perrier Chillout Festival. Relacja z imprezy w sumie zbędna. Dość powiedzeć że muzyka na fajnym poziomie ale atmosfera już niestety nie.



No i kolejne zdjęcie z cyklu znane / nieznane marki. Jak już wspominałem, muszę załatwić sobie taką koszulkę z arabską wersją napisu :-)

Biss dann!