poniedziałek, 28 września 2009

Ramadan i Trip po Deirze



Hej tam za morzem!

Zanim przejdę do sedna, krótkie słowo wyjaśnienia dla tych wszystkich, którzy bez przerwy dopytują o losy kolejnych wpisów na blogu: za mało dopytujecie! Więcj i częściej!

Ale tak na poważnie, lato na pustyni dobiega końca, wreszcie mogę otrzeć pot z czoła i w nieco bardziej ludzkich warukach zebrać myśli, uporządkować zdjęcia (a uzbierało się tego trochę!) i korzystając z niebagatelnej różnicy temperatur dogrzać was nieco gorącą atmosferą w coraz krótsze dni polskiej, a jakże - złotej, jesieni. Więcej tłumaczeń w peesach :)

(Tu jeszcze drobny wtręt - nia mam zbyt wiele zdjęć dotyczących samego Ramadanu, więc nadrabiam obrazkami z Deiry).

No dobra, do rzeczy.

Kiedy wyjeżdżałem (w zasadzie uciekałem przed upałem) na wakacje do Polski gdzieś tam w oddali majaczyla perspektywa powrotu do Dubaju we wrześniu, czyli w niemalże w samą inaugurację Ramadanu. O Ramadanie do tej pory wiedziałem tylko tyle, że to post (coś jak Wielki Post przed wielkanocą, tyle że na serio), dostęp do jedzenia i napojów będzie utrudniony i wogóle ma być strasznie. Na tyle, że moje biuro ma się otwierać dopiero o 9.00 rano i zamykać już o 14.30... Jednym słowem fajnie i niefajnie.

Wakacje się skończyły, czas zapakować tornister i do fabryki. Ku mojemu zaskoczeniu, Ramadan okazał się nie tyle dziwnym czasem, ale również... ciekawym.



Deira o zachodzie słońca

Na początek krótki rys teoretyczny. Ramadan jest dziewiątym miesiącem w kalendarzu islamskim, w trakcie którego prorokowi Mahometowi zostały objawione pierwsze werety Koranu. (Tu mała dygresja - kalendarz islamski różni się nieco od naszego, Gregoriańskiego - jest o jedenaście dni krótszy i oficjalnie panującym tu obecnie rokiem jest 1430.) Krótszy rok i kalendarz oparty stricte na nowiach księżyca powodują, że Ramadan jest świętem ruchomym. W tym roku rozpoczynał się 22 Sierpnia, czyli w samym epicentrum upalnego lata. Ma to o tyle znaczenie, że w trakcie Ramadanu wszyscy muzułmanie są zobowiązani do ścisłego postu od wschodu do zachodu słońca - żadnego jedzenia, picia czy palenia papierosów. Sieka.

Kiedy tylko zachodzi słońce (a właściwie kończy się Maghrib - czyli czwarta z kolei modlitwa tego dnia) rozpoczyna się tak zwany Iftar. Jest to wieczorny posiłek, który bardzo szybko przeradza się w kulinarną fiestę. Miasto nagle ożywa, wszędzie w rozstawionych namiotach serwowane są klasyczne arabskie dania (często za darmo) i ludzie generalnie stają się dla siebie przyjaźni (po calym dniu postu) i otwarci.


Zdjęcie zrobione tuż po Ramadanie w środku dnia (wolnego) w Deirze. Co za tłum! Nagroda specjalna dla pierwszej osoby, która na tym zdjęciu odnajdzie kobietę!

Ale w Ramadanie nie tylko o post chodzi. Jest to jedno z ważniejszych wydarzeń w kulturze Islamu (zaraz obok Hajj - czyli pielgrzymki do Mekki - obowiązku każdego Muzułmanina przynajmniej raz w życiu). Oficjalnia wykładnia mowi o tym, że Ramadan jest czasem oddzielenia tego co realne od tego co duchowe. Zwykłe, przyziemne czynności jak jedzenie czy picie idą w odstawkę, co pozwala na skupieniu się i kontemplacji. Jest to w założeniu niezwykle religijny czas. Jego celem dla każdego Muzułmanina jest zrozumienie ich wiary - czas, kiedy szczególnie intensywnie studiuje się nauki Proroka zapisane w Koranie.

Oprócz warstwy religijnej szczególnie mocno w tym czasie dużo mówi się o działalności charytatywnej. Skłaniać ma do tego rownież sam post, który powinien dać zrozumieć, każdemu biorącemu w nim udział, sytuację ludzi biednych i głodujących. W czasie Ramadanu we wszsytkich gazetach, w centrach handlowych i innych publicznych miejscach można znaleźć mnóstwo informacji o różnego rodzaju fundacjach czy organizacjach charytatywnych, które można wesprzeć. Oczywiście nie tylko o wsparcie materialne chodzi, ale przede wszystkim o zachęcenie ludzi do wolontariatu czy podejmowania akcji na rzecz oddania swojego czasu lokalnej społeczności. Czasem prowadzi to do prawdziwych absurdów. Gdzieś czytałem o ofercie jednej z organizacji, która zachęca ludzi do datków finansowych i wolontariatu. Najbardziej hojni zabierani są na tygodniową wycieczkę np. w Himalaje.


Typowy obrazek z Deiry, tego epicentrum handlu. Kono, tak się handluje kapciami :)

W czasie całego Ramadanu miasta są odświętnie wystrojone w lampki, świcące gwiazdki, półksiężyce czy rażąco zielone sztuczne trawniki. Dzieje się tak dlatego, że Ramadan kończy się trzydniowym świętem: Eid al-Fitr. Można go porównać jedynie do połączenia Wielkanocy i Świąt Bożego Narodzenia. Jest to czas, w którym odwiedza się rodzinę i przyjaciół, przy czym koniecznie trzeba obdarowywać wszsytkich na lewo i prawo jak nie podarkami to przynajmniej jedzeniem. Jest to okres prawdziwych żniw dla dzieciaków :)


To dla wszsytkich projektantów -oto mistrzostwo świata w projektowaniu logo apteki bez używania symbolu krzyża :)

Właśnie w pierwszy dzień Eid wybrałem się na fotograficzne safari po Deirze szukając oznak świątecznej atmosfery i próbując nadrobić zaległości w dokumentacji tego wyjątkowego czasu. Dopiero kiedy dotarłem na miejsce, uśiwadomiłem sobie, że mimo iż jest to historyczne centrum Dubaju to ze świeczką szukać tam prawdziwych Arabów. Stąd ulice były wypełnione zwykłym tłumem ludzi, którzy akurat wtedy mieli wolne :)


Deira - Union Square

Co Ramadan oznacza dla obcokrajowców? Dosyć trudny okres. Nie wiem dokładnie jak to jest w innych krajach Zatoki (poza szczątkowymi relacjami znajomych o surowej wersji Ramadanu w Arabii Saudysjkiej - ale tam wszystko jest z założenia hardcorowe - więc nie wiem czy warto dawać im wiarę), skupię się zatem na tym co udało mi się zaobserwować w Dubaju.


Deira.

Po pierwsze Tea-boye w biurze nie przynoszą kawy i herbaty - trzeba się samemu fatgować do kuchenki. Nie wiem do końca dlaczego, bo często oferują, że ją zrobią tyle że odbiór jest osobisty. Po drugie niemal wszsytkie restauraje w mieście są zamknięte w ciągu dnia. To daje się odczuć najbardziej bo w kryzysowej chwili pory lunchu z nikąd pomocy. No prawie. Część restauracji (w tym przede wszystkim fast-foody) działają, ale tylko w dostawie. Powiem krótko: przejadłem się Subwaya.


coś mnie urzekło w tym miejscu... ale nie jestem do końca pewien co...

Po trzecie, ruch uliczny jest masakryczny. Z dwóch powodów. Raz, że wszyscy zaczynają (nieco później niż zwykle) i kończą (nieco wcześniej)pracę o tej samej porze. W ten sposób następuje drogowa kumulacja i takich korków to jeszcze nie widziałem. Dodatkowo, ulice przepełnione są głodnymi i rozdrażnionymi kierowcami, niezdolnych do koncentracji na niczym innym jak klaksonie i myśli o szybkim powrocie do domu, gdzie być może uda się coś podkraść z lodówki.


To ciekawe, że oficjalne prognozy pogody ciągle podają temperaturę w cieniu. Cieniu, którego po prostu nie ma. takie miejsca jak to - tuż obok meczetu - to prawdziwe oazy

Ciekawe natomiast jest to, że alkohol jest dostępny. Oczywiście nie wszędzie (większość restauracji hotelowych sama z siebie ogranicza do niego dostęp). Szczęśliwi posiadacze tzw. "Karty Alkoholika" (wiem to z drugiej ręki) w dalszym ciągu mogą dokonywać zakupów w specjalnie do tego celu powołanych sklepach. Ja tam wolalem nie ryzykować i chyba po raz kolejny w przyszłym tygodniu zdecyduje się na akcję o kryptonimie "Przemyt". Poza tym nie mam karty alkoholika :)


Wiele razy próbowałem uchwycić to ciekawe zjawisko w Dubaju - niewyobrażalne kolejki do autobusów na przystankach

Reasumując nie jest lekko. Po pierwsze człowiek kończy w domu wcześniej niż się spodziewa (to jeszcze nie jest takie złe). Problem w tym, że na niebie słońce jest jeszcze wysoko, na zewnątrz przeraźliwy upał - wszelkie spacery, czy jakiekolwiek spędzanie czasu na zewnątrz mija się z celem - nawet butelki wody nie wypada ze sobą zabrać. W dodatku za ćmienie szluga na ulicy jest mandat i/lub dzień aresztu.


To przedsmak kolejnych wpisów - stacja metra 5 minut od mojej pracy

Rozumiem trochę ludzi, którzy właśnie w czasie Ramadanu decysują się na swój urlop i uciekają do bardziej cywilizowanych miejsc na świecie. Chociaż z drugiej strony, nie żałuję że zostałem. Co więcej, mam lekkie poczucie niedosytu, że trochę bardziej się nie wkręciłem w całą atmosferę tego czasu, ale cóż - nadrobię w przyszłym roku :)


Metro - jedna z 3 stacji pod ziemią. Bo jak wiecie, Metro jak sama nazwa wskazuje to kolejka na estakadach


Ciekawostka

To tyle z placu boju na razie. Zapraszam (mimo pewnych wcześniejszych przerw technicznych) do zaglądania od czasu do czasu w nudne jesienne wieczory w okienko innego świata :) Już niebawem zabiore was nad Ocean Indyjski, pokażę to słynne metro z bliska i pare innych rzeczy, które ostatnio zmieniły się w mieście.


A! I autoreklama - moja praca :)

Zatem, do zawczasów.

4U70R

P.Scriptumy.

Najpierw shoutouty! Wielkie BigUp dla Polski za wspanialem wakacje :) Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna. Szczególne pozdrowienia należą się Kaszubom, za niezwykły maraton imprezowy :) Poza tym... Warszawa da się lubić :)

A teraz trochę popiołu. Wiem, wiem... ostatni wpis datowany jest na maj, czyli nie przymieżając 4 miechy temu. Umówmy się, że tego czasu nie było :) Dzięki jak zawsze za wsparcie i komentarze o (i na) blogu - wszytkie - te mniej sensowne też :)

Myślałem, że uda mi się zrobić zrobić wpis na 2000 odwiedziny(!), ale jak widać nie zdążyłem. No nic, idziemy na rekord!

Już naprawdę na koniec, w myśl zasady "Co-to-za-wpis-bez-porywającego-konkursu": fotka. Musicie mi pomóc rozwiązać rebus, co to do diaska jest?