
Długo się do tego zabierałem, bo i pomysł był szalony. Głównie dlatego, że wymagał poświęcenia się w czwartek wieczorem i powstrzymania od obowiązkowego weekendowego relaksu, którego zwykle główną zdobyczą jest nieświeży posmak w ustach, nadwrażliwość na bodźce płynące z otoczenia i minimalna możliwość wcielenia jakichkolwiek planów w życie.
Plan był prosty - pójść jak najszybciej w czwartek spać, zerwać się tuż po trzeciej i zapakować w samochód, tak aby krótko po piątej móc sfotografować wschód słońca. Czysty idiotyzm - mógłby sobie ktoś z was pomyśleć - i miałby rację. Tyle, że właśnie był środek Ramadnu, a jak wiadomo ten okres w roku skłania do najdziwniejszych uczynków.

Podróż przebiegła dosyć szybko, chociaż w końcówce było już dosyć nerwowo. Założyłem sobie dwie godziny na przejechanie tych 150 kilometrów. Zapomniałem tylko, że 1/3 drogi nie przebiega już autostradą, ale wąską jednopasmową, krętą drogą przez księżycowy krajobraz tutejszych gór i nielicznych, ale za to upstrzonych "śpiącymi policjantami" wiosek.
Jako docelowe miejsce wybrałem sobie kawałek wybrzeża tuż na południe od Dibby. Pamiętałem, że przejeżdżając jakiś czas temu był tam kawałek plaży z idealnym widokiem na wschód. Dojechałem szczęśliwie dosłownie na 10 minut przed pojawieniem się słońca na horyzoncie.
Miałem więc chwilę czasu, żeby rozejrzeć się dookoła. Zdjęcie u góry przedstawia rzut okiem na południowy koniec plaży. Ciekawe otoczenie, nie?

Skoro już roglądałem się wokół siebie postanowiłem spojrzeć również pod nogi. Jak juz pewnie zdążyliście zauważyć na poprzednich zdjęciach, trudno opatrzyć tę plażę przymiotnikiem "rajska". Ale to nic nadzwyczajnego w tych okolicach. Za plecami, jakies pol kilometra ode mnie rozciągał się łańcuch górski. Chociaż nazywanie tego górami jest dosyć na wyrost.

W końcu się doczekałem, znalazłem przyjemny spot i zacząłem fotografować. Jak widać brakuje mi jeszcze troche umiejętności a ciągła zmiana ustawień aparatu przy jednoczesnej walce z czasem (słońce wschodzi tu równie szybko jak spada za horyzont) daje dosyć nieprzewidywlne efekty.

Mimo to, starałem się jak mogłem. ale zobaczycie - jeszcze się kiedyś nauczę i tam wrócę :)

A tu wspomniane wcześniej góry. Sprawiają naprawdę piorunujące wrażenie, gdy widzi się je pierwszy raz. Są całkowicie ogołocone z roślinności i wyrastają wprost z nieprzyjaźnie wyglądającej pustyni. Wszystko to sprawia, że klimat można śmiało określić jako księżycowy, albo (biorąc pod uwagę ich kolor) - postatomowy :)

Słońce wzeszło, zmęczenie zaczęło dawać się we znaki więc słusznie pomyślałem, że nic tu po mnie i czas zawijać się spowrotem do Dubaju. Rzuciłem okiem na mapę i postanowiłem wybrać alternatywną, nieco dłuższą ale za to lepszą drogę. Po drodze nie omieszkałem się parę razy zatrzymać i pstryknąć to i owo.
Jak choćby ten widoczek u góry. W zasadzie widziałem go już z plaży ale kompletnie nie mogłem wpaść na pomysł co to jest. Kiedy podjechałem nieco bliżej, ta wyglądająca jak ogromny bunkier konstrukcja okazała się być placem budowy ośrodka wypoczynkowego. Jakiś szalony architekt postanowił zaprojektował hotel na zoboczu góry. Najwyraźniej w pewnym momencie ktoś doszedł do wniosku, że aby to zadziałało to muszą ją całą zalać betonem.

A tu zatrzymałem się na... to nie jest istotne dla tej narracji. W każdym razie pstryknąłem fotkę autostradzie wiodącej przez autentyczne pustkowie. Dookoła jak okiem sięgnąć jedynie skały i piach.

A! Pamiętacie jak opisywałem niezwykłe ronda w Jeddah, gdzie na ich środku stawiano żywcem wyciągnięte z wody statki? No to na tej trasie napotkałem oznaki dosyć podobnej tradycji. To rondo zostało akurat ozdobione gigantycznymi dzbanami. Na innym widziałem przeogromną lampę naftową, która - żeby było śmieszniej - paliła się w nocy.

No i na koniec obrazek jak z domu :) Środek pustyni, nic tylko droga, pustynia i nieliczne okazy zdeterminowanej roślinności. Ktoś mimo wszystko postanowił się osiedlić w takich warunkach, zlepił z blach domek i na jego dachu postawił talerze TV satelitarnej. Brakowało mi tylko nalepki "Cyfrowy Polsat".
To tyle od waszego korespondenta na dzisiaj. Do następnego!
ROTUA
PS.
Dzięki za komentarze! Mam nadzieję, że to pierwiosnki zanim się rozkręcicie na dobre!
Z krótkich updatów: pogoda zaczęła się wreszcie normować. W dzień nie przekracza już 35 stopni, a wieczorami można nawet czasem rozkoszować się przyjemną, chłodną bryzą. Oby tak dalej!
Pozatym bez zmian - roboty huk, czasu coraz mniej więc i więcej rzeczy udaje się załatwić :)
Trzymajcie się tam ciepło! Mam nadzieję, że pogoda tej jesieni jednak jeszcze pokaże się z dobrej strony!
A, no i oczywiście na koniec loteryjka. Jakieś pomysły co oni tam naskrobali?
