Sprawdźcie tę wiadomosc:
(za onetem):
Pierwszego w świecie wielbłąda sklonowano w laboratorium arabskiego emiratu Dubai. Jak poinformował przedstawiciel Ośrodka Naukowo-Badawczego Reprodukcji Zjednoczonych Emiratów Arabskich, którego jednym z siedmiu księstw jest Dubai, "dromader" (jednogarbny wielbłąd) czuje się dobrze.
- To duży postęp w naszym programie badawczym; stwarza możliwość zachowaniu genomu dromaderów. Są one cenione jako dostarczyciele mleka i uczestniczą w tradycyjnych wyścigach wielbłądów - powiedział dyrektor Ośrodka Lulu Skidmor.
Wielbłądziątko nazwano Injaz, co w przekładzie znaczy "Realizacja".
Sklonowanie wielbłąda zajęło pięć lat wytężonej pracy.
W 1998 roku Ośrodek zdołał także skrzyżować dromadera z lamą, dzięki czemu na świat przyszła "Kama". Zwierzę te ma krótkie uszy i długi ogon, jak u ojca-wielbłąda oraz rozdwojone kopyta po matce z Ameryki Południowej.
Komentarz: duma mnie rozpiera, ze moge byc w takim miejscu.
Konkurs: co jeszcze mozna sklonowac w Dubaju?
Odpowiedzi prosze przesylac na kartach pocztowych na adres:
Dubai Municipiality
P.O. Box 67
Dubai
United Arab Emirates
Pozdro szescet.
środa, 15 kwietnia 2009
niedziela, 12 kwietnia 2009
Jeddah / Riyadh - czyli Arabia Saudyjska w ekspresowym tempie
Z biletem w ręku, pokaźnym bagażem podręcznym i pełen podniecenia stawiłem się w piątek wieczór na lotnisku w Dubaju aby złapać samolot do Jeddah w Arabii Saudyjskiej. Zaczynał się właśnie dwutygodniowy wojaż po Zatoce Perskiej. Zasadniczym celem była właściwie praca (prowadzenie treningów), ale to na co czekałem najbardziej to wizyta w kraju Saudów. Człowiek tyle zdążył się już nasłuchać o tym dziwnym kraju, gdzie wszystkie kobiety muszą chodzić w abajach, nie mają prawie żadnych praw, a mężczyźni prowadzą istnie królewskie życie.
Samoloty był lokalnych linii saudyjskich (jumbo jet - a jakże!), lot miał trwać ponad dwie godziny a ja czekałem z niecierpliwością na możliwość wejścia na pokład obserwując z niepokojem coraz bardziej zwiększające się opóźnienie. - Cóż, zdarza się najlepszym - pomyślałem nie wiedząc nawet w jakim jestem błędzie. Opóźnienie zwiększyło się w pewnym momencie do godziny i jak się później miało okazać nie było niczym niezwykłym w kraju o społeczeństwie opóźnionym o prawie 700 lat.
Wreszcie dostałem się na pokład i podróż się rozpoczęła.
Jeddah

Po przylocie do Jeddah usłyszałem historię, taką w stylu "kogoś, kto zna kogoś kto kiedyś podobno był w stanach więc wie", która dosyć dobrze oddaje moje pierwsze wrażenie.
Otóż podobno jedna ze stewardes Saudi Airlines konczłla już swoją pracę w tych liniach i jej ostatni lot kończył się właśnie w Jeddah. Tuż po wylądowaniu, swoim zwyczajem wzięła mikrofon do ręki i przekazała typowy komunikat pasażerom:
"Szanowni Państwo, wylądowaliśmy na lotnisku im. Króla Abdulazziza w Jeddah w Arabii Saudyjskiej, temperatura powietrza wynosi 35 st. celsjusza, a lokalny czas na miejscu to 300 lat wstecz względem państwa zegarków".
Jeddah jest bodaj najstarszym miastem Arabii Saudyjskiej i jednym z najstarszych ze znanych cywilizacji ludzkiej. Położona jest na zachodniej części Półwyspu Arabskiego nad Morzem Czerwonym (tym samym, nad którym leży Egipt). Ze względu na fakt, że Morze Czerwone nie jest tak płytkie jak Zatoka Perska, niska wilgotność powietrza powoduje, że mimo standardowych na tej szerokości geograficznej upałów, pogoda jest naprawde przyjemna. Od pierwszego wdechu czuć, że to nadmorskie miasto.
Jak na miasto z tak bogatą tradycją i historią przystało, port lotniczy wygląda niczym wyjęty żywcem z trzeciego świata (przynajmniej hala przylotów - odloty były podobno ostatnio odnawiane). Wielkość porównywalna z Okęciem, pomijając fakt, że na płycie lotniska stoją prawie same jumbo-jety. Dojazd do hali przylotów oczywiście autobusem, potem długa kolejka to celnika, chwila stresu, gdy sprawdza papiery (nigdy nic nie wiadomo), zabrać bagaż i już można szukać taksówki do hotelu.
Wylądowałem w Jeddah około 23.30, więc wpakowałem się do taksy, odpaliłem muzyke na uszach i z niecierpliwością wypatrywałem pierwszych obrazków z Arabii Saudyjskiej.

Miasto po ciemku nie chciało specjalnie się odsłonić. Główną przeszkodą był brak latarni oświetlających ulice (coś do czego przyzwyczaiłem się w Emiratach - tam każdy, nawet najgłupszy kawałek drogi musi być oświetlony). Jedno natomiast zauważyłem bardzo wyraźnie. Wjazd do hotelu.
Pierwszą rzeczą jaką zauważyłem po tym jak skręciliśmy z głównej drogi w strone hotelu był samochód opancerzony z żołnierzem schowanym za ciężkim karabinem maszynowym zamontowanym na jego dachu, gotowym w każdej chwili otworzyć ogień. Seria zawijasów pomiędzy betonowymi barierkami, drobiazgowa kontrola antyterrorystyczna i już mogliśmy wjechać na dziedziniec hotelu.
Gulp! Jeżeli to coś miało sprawić, że poczuję się bezpieczniej, to niestety uzyskali całkiem odwrotny efekt.
Jak się później dowiedziałem te środki ostrożności to efekt ataków terrorystycznych na osiedla zamieszkane przez cudzoziemców w największych miastach Arabii Saudyjskiej: Jeddah, Rijadzie i Al-Khobar. W samym Jeddah jednym z głównych celów ataków była ambasada amerykańska, która uległa spaleniu. Ataki miały miejsce jakieś pięć lat temu i ewidentnie jeszcze się z nich nie otrząśnięto.
Możecie sobie wyobrazić, jaki popłoch te wydarzenia wywołały wśrod populacji ekspatów w tym kraju. Ogromna część z nich po prostu wyjechała. Nie pomogło nawet to, że Król Arabii Saudyjskiej podjął dosyć zdecydowane kroki i wyciął wszystkich członków organizacji odpowiedzialnej za zamachy w pień. Aby zatrzymać tę garstkę specjalistów z Zachodu, którzy wahali się czy wyjechać, uzgodniono, że przed hotelami, w których mieszkają cudzoziemcy oraz przed ich zamkniętymi osiedlami (tzw. compounds) ustawione zostaną stałe patrole Gwardii Narodowej.
Ciekawe jest tylko to, że za ich utrzymanie muszą płacić mieszkańcy tych hoteli i osiedli, którzy są narodowości innej niż saudyjska.

Poza tym Jeddah to wyjątkowe miejsce. Oczywiście pierwsza rzecz jaka się rzuca w oczy to fakt, że całem miasto nadaje się do kapitalnego remontu. No ale, tak to już bywa z miejscami, które są kolebką naszej cywilizacji. Drogi wyglądają na nie remonotowane co najmniej od czasów Gierka, 3 na 5 spotkanych samochodów jest nieźle pocharatanych lub zgniecionych. Całość jednak rekompensuje uroczy klimat miejsca, spektakularny deptak nad morzem i atmosfera prawdziwie handlowego miasta portowego.
Ogólna opinia, którą potwierdzali wszyscy z którymi tu rozmawiałem jest taka, że jest to najbardziej wyluzowane miasto w Arabii Saudyjskiej, a napotkani tu ludzie bardzo przyjaźni i otwarci.

Musicie mi wybaczyć ograniczoną jakość zdjęć i ich raczej znikomą ilość, ale jest to spowodowane dwoma okolicznościami. Po pierwsze miałem dosyć mało czasu, żeby bliżej poznać to miejsce. W ciągu niecałych pięciu dni pobytu w tym kraju zaliczyłem trzy przeloty samolotem i 4 całodniowe treningi. Czasem po prostu nie staje. Czasu oczywiście.
Rijad

Rijad jest całkowicie inny. Jest to stolica Arabii Saudyjskiej, zatem czuć tutaj nieco ducha wielkomiejskiego klimatu. Ulice są czyste a miasto ogólnie zadbane. Nic dziwnego, to tutaj siedzibę mają wszystkie korporacje prowadzące interesy z tym przedziwnym krajem.
Samo miasto znajduje się (dosłownie) na środku pustyni. Zostało sztucznie wybudowane prawie od zera wokół znajdującej się tutaj niegdyś oazy. I tutaj wtrącę jeden ciekawy wątek. Kiedy przygotowywałem się do tego wyjazdu sięgnąłem po książki mistrza Kapuścińskiego, żeby trochę jednak liznąć wiedzy o tym regionie. Jedą z ciekawych rzeczy, na które tam natrafiłem był opis korzeni społeczeństwa arabskiego. Składało się ono co do zasady z dwóch elementów: osadników, którzy zamieszkiwali bardziej rzyzne tereny półwyspu oraz oazy, a także Beduinów, którzy charkteryzowali się koczowniczym trybem życia i co do zasady utrzymywali się z łupienia tych pierwszych.
Otóż Rijad uważany jest za miejsce w zdecydowanej większości zamieszkałe przez potomków tych drugich. Nie pozostaje to zapewne bez wpływu na powszechnie panującą opinię o tym mieście, która głosi, że jest to najbardziej nieprzyjazne miejsce dla przyjezdnych, a co za tym idzie najtrudniejszy teren do robienia interesów. Osobiście nie jestem w stanie potwierdzić tej opinii - byłem tam za krótko, ale chyba coś musi być na rzeczy.

Spróbuję wam przybliżyć atmosferę tego miejsca poprzez historię, która przydarzyła mi się tutaj pierwszego dnia. Treningi trwały dosyć długo i zakończyły się dopiero około piątej po południu. Był to zresztą najprzyjemniejszy trening do tej pory. Rozpoczął się w trudnych okolicznościach bo z różnych powodów (opóźńienie samolotu - a jakże!) wylądowałem w hotelu w Rijadzie dopiero o 4 nad ranem, a trening zaczynałem już o 9 rano. Sam trening był o tyle fajny, że trafiłem na grupę bardzo fajnych ludzi, którzy byli bardzo zainteresowani tematem i zadawali mnóstwo ciekawych pytań. Ci co prowadzą takie spotkanie (Kasia!) wiedzą, że w takich okolicznościach pracuje się bardzo fajnie, a czas leci jak z przysłowiowego płatka.
Tuż po treningu jeden z uczestników zabrał mnie na (przysłowiową) kolację do niesamowitej libańskiej restauracji. Był to chyba najlepszy arabski posiłek jaki do tej pory jadłem i spędziłem ten wieczór w bardzo miłym towarzystwie. Ciekawie zaczęło się robić, kiedy zapłaciliśmy rachunek i chcieliśmy wyjść z restauracji do zaparkowanego niepodal samochodu. Drzwi restauracji okazały się jednak zamknięte. Po chwili okazało się, że właśnie zaczęła si ępora wieczornych modłów i musimy czekać, aż się skończą. Kolejne 25 minut spędziłem na specjalnych krzesełkach nieopodal drzwi wejściowych, przy szczelnie zasłoniętych oknach czując się jak podczas godziny policyjnej. Wrażenie jest po prostu niezapomniane.

Następnego dnia po treningu, który na szczęście okazał się krótszy, znalazłem trochę czasu żeby wyskoczyć do słynnej Kingdom Tower - najwyższego budynku Arabii Saudyjskiej. Zdjęcia, które widzicie powyżej były ukradkiem robione z telefonu komórkowego z galerii widokowej na szczycie tego budynku. Zwróćcie uwagę na sposób w jaki to miasto jest rozplanowane. W zasadzie zostało zbudowane na planie okręgu, z precyzyjnie wytoczonymi głównymi ulicami w stylu amerykańskim: kwartał po kwartale.

Ciekawa rzecz jaką zaobserowowałem w samym Kingdom Tower to centrum handlowe. Jak na standardy dubajskie jest ono mikroskopijne, tym niemniej ma bardzo ciekawą konstrukcję. Otóż dwa pierwsze piętra są ogólnie dostępne, natomiast trzecie, ostatnie jest zarezerwowane wyłącznie dla kobiet. Na schodach stoi specjalny kolo, który robi szybki wzrokowy test płci petnta i odrzuca wszystkie podania mężczyzn o wstęp na ten poziom.
Tu pytanie do facetów: próbowaliście sobie kiedykolwiek wyobrazić, jak wygląda damska toaleta? To mam dla was fajniejsze wyzwanie: spróbójcie sobie wyobrazić jak wygląda piętro w centrum handlowym zarezerwowane wyłącznie dla kobiet. Co tam sie musi dziać!
Z jednej strony, pomyślałem, jest to niezwykle praktyczny pomysł. Kobieta ciągnie cie na zakupy? Proszę bardzo! Kochanie, tu jest twoje piętro, widzimy się jutro a ja w tym czasie skocze z kumplami na browarka! I problem z głowy.
Z drugiej strony jednak, dowiedziałem się kilka dni później, że na tym piętrze w sklepach obsługują jedynie mężczyźni! Pomyślcie o skali tej hipokryzji.
W całym centrum handlowym wszędzie wydzielone są sklepy, miejsca w restauracji, miejsca przy kasach w McDonaldzie dla: kobiet, singli i rodzin. Poważnie! Kiedy rozejrzałem się wokoło, żeby zobaczyć jacy ludzie się tam kręcą, zauważyłem, że wszsytkie kobiety chodzą w abajach. Nawet Europejki. Pierwsza reakcja była taka, że po prostu pozują na miejscowe, ale jak się okazało to nie jest tak. Po prostu bez tego tradycyjnego stroju, żadna kobieta nie może wyjść na ulicę!
Teraz: wszystko to podobno jest robione dla kobiet! Oficjalna wersja mówi o tym, że w ten sposób kobiety chronione są jako dobro niezwykle piękne i rzadkie. Ukrywanie ich pod abbają ma na celu również ochronę mężczyzn, przed ich niecnymi żądzami (seks pozamałżeński jest tu surowo karany!). Niby wszystko brzmi świetnie - ot taki folklor.
Ale kiedy pomyślałem o tych facetach, którzy sprzedają na najwyższym piętrze bieliznę kobietom, których nie powinni widzieć, coś mi tu przestało grać. Całość wygląda jak próba poradzenia sobie z faktem, że kulturowo i mentalnie ta część świata tkwi ciągle w czasach proroka Mahometa i nieustającym napływem konsumpcyjnego stylu życia. W końcu na coś trzeba wydawać te petrodolary...
Wniosek jet taki, że najwyraźniej przydałoby się tutaj drugie przyjście proroka i update koranu do wersji 2.0, który jasno by stwierdzał, że jednak trzeba iść z duchem czasu i probować adoptować postęp w nieco bardziej zdroworozsądkowy sposób. Ale cóż, to jest właśnie część niesamowitej magii tego miejsca...
autor.
PEES
Wesołych świąt! Doszły mnie głosy, że wiosna zakorzeniła się już w Polszy na dobre. Ale wam zazdroszcze...
Ja póki co dalej tłuke treningi (mimo świąt) i końca nie widać. Obiecuję za to już za parę dni kolejny wpis - tym razem o Manamie i ostatnim mieście w Arabii Saudyjskiej, które odwiedziłem dzisiaj - Al Khobar (sorry - nie mam fotek, nie zdążyłem).
Bawcie się dobrze, jedzcie umiarkowanie i do poczytania!
Samoloty był lokalnych linii saudyjskich (jumbo jet - a jakże!), lot miał trwać ponad dwie godziny a ja czekałem z niecierpliwością na możliwość wejścia na pokład obserwując z niepokojem coraz bardziej zwiększające się opóźnienie. - Cóż, zdarza się najlepszym - pomyślałem nie wiedząc nawet w jakim jestem błędzie. Opóźnienie zwiększyło się w pewnym momencie do godziny i jak się później miało okazać nie było niczym niezwykłym w kraju o społeczeństwie opóźnionym o prawie 700 lat.
Wreszcie dostałem się na pokład i podróż się rozpoczęła.
Jeddah

Po przylocie do Jeddah usłyszałem historię, taką w stylu "kogoś, kto zna kogoś kto kiedyś podobno był w stanach więc wie", która dosyć dobrze oddaje moje pierwsze wrażenie.
Otóż podobno jedna ze stewardes Saudi Airlines konczłla już swoją pracę w tych liniach i jej ostatni lot kończył się właśnie w Jeddah. Tuż po wylądowaniu, swoim zwyczajem wzięła mikrofon do ręki i przekazała typowy komunikat pasażerom:
"Szanowni Państwo, wylądowaliśmy na lotnisku im. Króla Abdulazziza w Jeddah w Arabii Saudyjskiej, temperatura powietrza wynosi 35 st. celsjusza, a lokalny czas na miejscu to 300 lat wstecz względem państwa zegarków".
Jeddah jest bodaj najstarszym miastem Arabii Saudyjskiej i jednym z najstarszych ze znanych cywilizacji ludzkiej. Położona jest na zachodniej części Półwyspu Arabskiego nad Morzem Czerwonym (tym samym, nad którym leży Egipt). Ze względu na fakt, że Morze Czerwone nie jest tak płytkie jak Zatoka Perska, niska wilgotność powietrza powoduje, że mimo standardowych na tej szerokości geograficznej upałów, pogoda jest naprawde przyjemna. Od pierwszego wdechu czuć, że to nadmorskie miasto.
Jak na miasto z tak bogatą tradycją i historią przystało, port lotniczy wygląda niczym wyjęty żywcem z trzeciego świata (przynajmniej hala przylotów - odloty były podobno ostatnio odnawiane). Wielkość porównywalna z Okęciem, pomijając fakt, że na płycie lotniska stoją prawie same jumbo-jety. Dojazd do hali przylotów oczywiście autobusem, potem długa kolejka to celnika, chwila stresu, gdy sprawdza papiery (nigdy nic nie wiadomo), zabrać bagaż i już można szukać taksówki do hotelu.
Wylądowałem w Jeddah około 23.30, więc wpakowałem się do taksy, odpaliłem muzyke na uszach i z niecierpliwością wypatrywałem pierwszych obrazków z Arabii Saudyjskiej.

Miasto po ciemku nie chciało specjalnie się odsłonić. Główną przeszkodą był brak latarni oświetlających ulice (coś do czego przyzwyczaiłem się w Emiratach - tam każdy, nawet najgłupszy kawałek drogi musi być oświetlony). Jedno natomiast zauważyłem bardzo wyraźnie. Wjazd do hotelu.
Pierwszą rzeczą jaką zauważyłem po tym jak skręciliśmy z głównej drogi w strone hotelu był samochód opancerzony z żołnierzem schowanym za ciężkim karabinem maszynowym zamontowanym na jego dachu, gotowym w każdej chwili otworzyć ogień. Seria zawijasów pomiędzy betonowymi barierkami, drobiazgowa kontrola antyterrorystyczna i już mogliśmy wjechać na dziedziniec hotelu.
Gulp! Jeżeli to coś miało sprawić, że poczuję się bezpieczniej, to niestety uzyskali całkiem odwrotny efekt.
Jak się później dowiedziałem te środki ostrożności to efekt ataków terrorystycznych na osiedla zamieszkane przez cudzoziemców w największych miastach Arabii Saudyjskiej: Jeddah, Rijadzie i Al-Khobar. W samym Jeddah jednym z głównych celów ataków była ambasada amerykańska, która uległa spaleniu. Ataki miały miejsce jakieś pięć lat temu i ewidentnie jeszcze się z nich nie otrząśnięto.
Możecie sobie wyobrazić, jaki popłoch te wydarzenia wywołały wśrod populacji ekspatów w tym kraju. Ogromna część z nich po prostu wyjechała. Nie pomogło nawet to, że Król Arabii Saudyjskiej podjął dosyć zdecydowane kroki i wyciął wszystkich członków organizacji odpowiedzialnej za zamachy w pień. Aby zatrzymać tę garstkę specjalistów z Zachodu, którzy wahali się czy wyjechać, uzgodniono, że przed hotelami, w których mieszkają cudzoziemcy oraz przed ich zamkniętymi osiedlami (tzw. compounds) ustawione zostaną stałe patrole Gwardii Narodowej.
Ciekawe jest tylko to, że za ich utrzymanie muszą płacić mieszkańcy tych hoteli i osiedli, którzy są narodowości innej niż saudyjska.

Poza tym Jeddah to wyjątkowe miejsce. Oczywiście pierwsza rzecz jaka się rzuca w oczy to fakt, że całem miasto nadaje się do kapitalnego remontu. No ale, tak to już bywa z miejscami, które są kolebką naszej cywilizacji. Drogi wyglądają na nie remonotowane co najmniej od czasów Gierka, 3 na 5 spotkanych samochodów jest nieźle pocharatanych lub zgniecionych. Całość jednak rekompensuje uroczy klimat miejsca, spektakularny deptak nad morzem i atmosfera prawdziwie handlowego miasta portowego.
Ogólna opinia, którą potwierdzali wszyscy z którymi tu rozmawiałem jest taka, że jest to najbardziej wyluzowane miasto w Arabii Saudyjskiej, a napotkani tu ludzie bardzo przyjaźni i otwarci.

Musicie mi wybaczyć ograniczoną jakość zdjęć i ich raczej znikomą ilość, ale jest to spowodowane dwoma okolicznościami. Po pierwsze miałem dosyć mało czasu, żeby bliżej poznać to miejsce. W ciągu niecałych pięciu dni pobytu w tym kraju zaliczyłem trzy przeloty samolotem i 4 całodniowe treningi. Czasem po prostu nie staje. Czasu oczywiście.
Rijad

Rijad jest całkowicie inny. Jest to stolica Arabii Saudyjskiej, zatem czuć tutaj nieco ducha wielkomiejskiego klimatu. Ulice są czyste a miasto ogólnie zadbane. Nic dziwnego, to tutaj siedzibę mają wszystkie korporacje prowadzące interesy z tym przedziwnym krajem.
Samo miasto znajduje się (dosłownie) na środku pustyni. Zostało sztucznie wybudowane prawie od zera wokół znajdującej się tutaj niegdyś oazy. I tutaj wtrącę jeden ciekawy wątek. Kiedy przygotowywałem się do tego wyjazdu sięgnąłem po książki mistrza Kapuścińskiego, żeby trochę jednak liznąć wiedzy o tym regionie. Jedą z ciekawych rzeczy, na które tam natrafiłem był opis korzeni społeczeństwa arabskiego. Składało się ono co do zasady z dwóch elementów: osadników, którzy zamieszkiwali bardziej rzyzne tereny półwyspu oraz oazy, a także Beduinów, którzy charkteryzowali się koczowniczym trybem życia i co do zasady utrzymywali się z łupienia tych pierwszych.
Otóż Rijad uważany jest za miejsce w zdecydowanej większości zamieszkałe przez potomków tych drugich. Nie pozostaje to zapewne bez wpływu na powszechnie panującą opinię o tym mieście, która głosi, że jest to najbardziej nieprzyjazne miejsce dla przyjezdnych, a co za tym idzie najtrudniejszy teren do robienia interesów. Osobiście nie jestem w stanie potwierdzić tej opinii - byłem tam za krótko, ale chyba coś musi być na rzeczy.

Spróbuję wam przybliżyć atmosferę tego miejsca poprzez historię, która przydarzyła mi się tutaj pierwszego dnia. Treningi trwały dosyć długo i zakończyły się dopiero około piątej po południu. Był to zresztą najprzyjemniejszy trening do tej pory. Rozpoczął się w trudnych okolicznościach bo z różnych powodów (opóźńienie samolotu - a jakże!) wylądowałem w hotelu w Rijadzie dopiero o 4 nad ranem, a trening zaczynałem już o 9 rano. Sam trening był o tyle fajny, że trafiłem na grupę bardzo fajnych ludzi, którzy byli bardzo zainteresowani tematem i zadawali mnóstwo ciekawych pytań. Ci co prowadzą takie spotkanie (Kasia!) wiedzą, że w takich okolicznościach pracuje się bardzo fajnie, a czas leci jak z przysłowiowego płatka.
Tuż po treningu jeden z uczestników zabrał mnie na (przysłowiową) kolację do niesamowitej libańskiej restauracji. Był to chyba najlepszy arabski posiłek jaki do tej pory jadłem i spędziłem ten wieczór w bardzo miłym towarzystwie. Ciekawie zaczęło się robić, kiedy zapłaciliśmy rachunek i chcieliśmy wyjść z restauracji do zaparkowanego niepodal samochodu. Drzwi restauracji okazały się jednak zamknięte. Po chwili okazało się, że właśnie zaczęła si ępora wieczornych modłów i musimy czekać, aż się skończą. Kolejne 25 minut spędziłem na specjalnych krzesełkach nieopodal drzwi wejściowych, przy szczelnie zasłoniętych oknach czując się jak podczas godziny policyjnej. Wrażenie jest po prostu niezapomniane.

Następnego dnia po treningu, który na szczęście okazał się krótszy, znalazłem trochę czasu żeby wyskoczyć do słynnej Kingdom Tower - najwyższego budynku Arabii Saudyjskiej. Zdjęcia, które widzicie powyżej były ukradkiem robione z telefonu komórkowego z galerii widokowej na szczycie tego budynku. Zwróćcie uwagę na sposób w jaki to miasto jest rozplanowane. W zasadzie zostało zbudowane na planie okręgu, z precyzyjnie wytoczonymi głównymi ulicami w stylu amerykańskim: kwartał po kwartale.

Ciekawa rzecz jaką zaobserowowałem w samym Kingdom Tower to centrum handlowe. Jak na standardy dubajskie jest ono mikroskopijne, tym niemniej ma bardzo ciekawą konstrukcję. Otóż dwa pierwsze piętra są ogólnie dostępne, natomiast trzecie, ostatnie jest zarezerwowane wyłącznie dla kobiet. Na schodach stoi specjalny kolo, który robi szybki wzrokowy test płci petnta i odrzuca wszystkie podania mężczyzn o wstęp na ten poziom.
Tu pytanie do facetów: próbowaliście sobie kiedykolwiek wyobrazić, jak wygląda damska toaleta? To mam dla was fajniejsze wyzwanie: spróbójcie sobie wyobrazić jak wygląda piętro w centrum handlowym zarezerwowane wyłącznie dla kobiet. Co tam sie musi dziać!
Z jednej strony, pomyślałem, jest to niezwykle praktyczny pomysł. Kobieta ciągnie cie na zakupy? Proszę bardzo! Kochanie, tu jest twoje piętro, widzimy się jutro a ja w tym czasie skocze z kumplami na browarka! I problem z głowy.
Z drugiej strony jednak, dowiedziałem się kilka dni później, że na tym piętrze w sklepach obsługują jedynie mężczyźni! Pomyślcie o skali tej hipokryzji.
W całym centrum handlowym wszędzie wydzielone są sklepy, miejsca w restauracji, miejsca przy kasach w McDonaldzie dla: kobiet, singli i rodzin. Poważnie! Kiedy rozejrzałem się wokoło, żeby zobaczyć jacy ludzie się tam kręcą, zauważyłem, że wszsytkie kobiety chodzą w abajach. Nawet Europejki. Pierwsza reakcja była taka, że po prostu pozują na miejscowe, ale jak się okazało to nie jest tak. Po prostu bez tego tradycyjnego stroju, żadna kobieta nie może wyjść na ulicę!
Teraz: wszystko to podobno jest robione dla kobiet! Oficjalna wersja mówi o tym, że w ten sposób kobiety chronione są jako dobro niezwykle piękne i rzadkie. Ukrywanie ich pod abbają ma na celu również ochronę mężczyzn, przed ich niecnymi żądzami (seks pozamałżeński jest tu surowo karany!). Niby wszystko brzmi świetnie - ot taki folklor.
Ale kiedy pomyślałem o tych facetach, którzy sprzedają na najwyższym piętrze bieliznę kobietom, których nie powinni widzieć, coś mi tu przestało grać. Całość wygląda jak próba poradzenia sobie z faktem, że kulturowo i mentalnie ta część świata tkwi ciągle w czasach proroka Mahometa i nieustającym napływem konsumpcyjnego stylu życia. W końcu na coś trzeba wydawać te petrodolary...
Wniosek jet taki, że najwyraźniej przydałoby się tutaj drugie przyjście proroka i update koranu do wersji 2.0, który jasno by stwierdzał, że jednak trzeba iść z duchem czasu i probować adoptować postęp w nieco bardziej zdroworozsądkowy sposób. Ale cóż, to jest właśnie część niesamowitej magii tego miejsca...
autor.
PEES
Wesołych świąt! Doszły mnie głosy, że wiosna zakorzeniła się już w Polszy na dobre. Ale wam zazdroszcze...
Ja póki co dalej tłuke treningi (mimo świąt) i końca nie widać. Obiecuję za to już za parę dni kolejny wpis - tym razem o Manamie i ostatnim mieście w Arabii Saudyjskiej, które odwiedziłem dzisiaj - Al Khobar (sorry - nie mam fotek, nie zdążyłem).
Bawcie się dobrze, jedzcie umiarkowanie i do poczytania!
Subskrybuj:
Posty (Atom)