niedziela, 3 maja 2009

F(1)otoStory

Nie wydaje mi się, żeby ktoś wierzył w moje przechwałki związane z planowanym wypadem na F1 Grand Prix na torze Sakhir w Bahrajnie. I wcale mnie to nie dziwi. Sam też w nie nie wierzyłem. Aż to mniej więcej jakichś trzech tygodni temu, kiedy to na horyzoncie zamigotała szansa wyhaczenia darmowych wejściówek z firmy. Parę dni później fatamrogana stała się ciałem stałym i z potwierdzniem biletu w ręku oraz aparatem w plecaku ziewałem czekając na samolot Bahrain Air do Manamy.

Jak zwykle wszystko sobie zaplanowałem z okładem, więc przyleciałem za wcześnie i odleciałem za późno, ale był to jeden z TYCH dni, które trudno będzie zapomnieć. Ciągle nie mogę uwierzyć, że spędziłem upalne popołudnie na wyścigu Formuły 1. Ale był czad! Sama atmosfera tego wydarzenia jest już niesamowita. Nie będę nawet rozpisywał się o tłumie ludzi, samochodach, ryku silników, pięknych kobietach po prostu pokaże wam to na zdjęciach. Ten wpis jest zdecydowanie bardziej wizualny, zatem do rzeczy. Niech obrazy przemówią za siebie...



Pogoda była iście piekielna. Prognoza na ten dzień, która głosiła, że znad Arabii Saudyjskiej nadciąga potężna fala gorąca, nie zawiodła. W cieniu było swobodnie powyżej 45 stopni. Dlatego też co i rusz można było znaleźć takie miejsca jak to - szybki prysznic i przez pięć minut człowiek miał wrażenie, że wszystko wróciło do normy.



A to miejsce, w którym można było złapać trochę oddechu i spocząć przy browarku. Oczywiście nie wszyscy mieli do niego wstęp, ale wszystko zawdzięczam temu oto człowiekowi, uwidocznionemu na zdjęciu.

Magia tego miejsca bierze się w zasadzie z dwóch rzeczy. Po pierwsze upał - to miejsce jest jak oaza, ziemia obiecana. A po drugie specyfika tego sportu wymaga (zwłaszcza w taką pogodę) umiejętności zagospodarowania sobie przynajmniej 50 minut czasu między startem a metą. Mówię poważnie. Wszsytko co dzieje się przed startem i sam start jest niesamowicie fascynujące. Ale jak już pojadą, to tak przy 4 okrążeniu stawka rozciąga się na cały tor i jedyne czego można doświadczyć to bolidy przemykające z ogromną predkością i hukiem co kilkanaście sekund. Nic tylko znaleźć ciche miejsce z telebimem i browarkiem.



No ale w końcu trzeba było się przedrzeć przez upał na trybunę. Miałem to szczęście, że miejsca miałem na trybunie głównej, po środku prostej startowej, tuż na wprost boksu Kubicy. Więc jak tylko samochody zaczęły się pojawiać na prostej startowej rozpoczęło się fotograficzne safari.

Na zdjęciu powyżej sam Fernando Alonso, Mistrz sprzed dwoch sezonów (tzn, wcześniejszego niż tego ostatniego... mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi).



Bolidy po wyjechaniu z boksów ustawiają się na prostej startowej, gdzie czekają na nich technicy od ostatnich ustawień i poprawek. Jest to idealna okazja, żeby pokazać się publiczności na trybunach i przy okazji udzielić kilku wywiadów. Na obrazku - Felipe Massa.



No i wreszcie podjechał Robert Kubacki. Sorry, że wybrałem takie zdjęcie (lepszej jakości mam dla zainteresowanych), ale jest wnim troche z tajemniczego klimatu. Przyznajcie, że wyszedł na tym zdjęciu jak Yeti :) Ta sama ostrość, nawet poza podobna :)



Po dłuższej chwili, kierowcy wrócili do bolidów i przygotowywali się do pierwszego okrążenia "rozgrzewkowego". Na zdjęciu oczywiście Kubica w swoim różowym kasku.



Kiedy tylko bolidy ruszyły za samochodem bezpieczeństwa, cały ten tłum techników w panice rzucił się do wyjścia. Nic dziwnego, mają jakieś dwie minuty, żeby zniknąć z toru :)



Bolidy ustawiły się ponownie do startu, chwila napięcia podkreślona niesamowitym rykiem silników (w życiu czegoś takiego nie słyszałem - to był idealny moment, żeby wypróbować wreszcie zatyczki do uszu) i wystartowali. Na zdjęciu - któżby inny - sam Robek.



CI z was, którzy znają przebieg tego wyścigu, wiedzą, że już na drugim okrążeniu Robert musiał zjechać do Pit Stopu. Powody zmilczę dla dobra przyjaźni Polsko - Niemieckiej. Zwróćcie natomiast uwagę ilu kolesi liczy taki team serwisowy. Imponujące, co?



No a po robocie, wiadomo - farjant.



To zdjęcie zrobiłem już wróciwszy z namiotu na ostatnie kilka okrążeń. Jak widać trenerzy spoglądają na zegarki i dają zawodnikom swoje ostatnie wskazówki.



Jason Button - zwycięzca wyścigu - mija linię mety.



Kiedy tylko pierwsze samochody minęły linię mety wszsytkie boksy nagle opustoszały. Każdy z serwisantów rzucił się w szalony bieg do podium, żeby przywitać nadjeżdżające bolidy.



Ten wyścig nie należał do najbardziej udanych dla Roberta. Dla pociesznia - zajął przedostatnie miejsce - tuż przed jego kolegą z zespołu.



Hamilton, który dojechał tym razem czwarty był wyraźnie niepocieszony. Chyba najbardziej tym, że nie wzbudzał w tym dniu takiego zainteresowania. W końcu czwarte miejsce to najgorsze z możliwych.



A tu ukradkiem cyknąłem zdjęcie całej śmietance królewskiej Bahrajnu. Ci to dzisiaj będą mieli melanż.



No i gwóźdź programu, czyli ceremonia wręczenia pucharów...



... i tradycyjnego rozlewania szampana. Swoją drogą, nie wydaje wam się to dziwnym zwyczajem w czasach tak ostrej walki z kierowcami prowadzącymi po drinku. Rozumiem, że to już po wyścigu, ale skojarzenie pozostaje ciekawe: szybka jazda - alkohol.



No i żeby nie było, że te zdjęcia robił ktoś inny, a ja całość obejrzałem sobie w telewizji postanowiłem wkleić siebie na koniec w Photoshopie w jedno ze zdjęć.

To tyle z toru Sakhir w Bahrajnie, oddaję głos do studia.

Aftor.

Postskriptumy.

Wiem, miało być o Bahrajnie i Khobarze - sorki za zwłokę - wkrótce nadrobię, bo... MAM WRESZCIE INTERNET. Na razie prowizoryczny ale jest! Więc jakby co, to wiecie gdzie mnie szukać. Poza tym temat F1 był jednak tematem niecierpiącym zwłoki.

Krótkie szałtałty:

Dzięki za komentarze. Kochani jesteście wspaniali, ale ZA MAŁO :) Dajcie od czasu do czasu znać, że mam dla kogo to pisać :).

Jaro - wszsytko ci opowiem jak się spotkamy przy browarku. Chociaż... może naskrobię osobny wpis o spostrzeżeniach kulturowych. Muszę tylko wcześniej odwiedzić jakiś meczet :)

A propos wpisów: wiem, znowu zwlekałem - przepraszam. Pomysłów na wpisy (to miejsce to prawdziwa kopalnia tematów) mam ciągle więcej niż czasu. Ale internet pod ręką rozwiązuje mnóstwo moich problemów. Obiecuję się poprawić. Chyba, że wam nie będzie się chciało wlepiać komentarzy - to inaczej sobie wtedy porozmawiamy ;-)

W każdym bądź razie. Zapewne zainteresuje was informacja od lokalnej Pani Chmurki. Otóż wczoraj było tu 46 stopni w cieniu. Taki cieplejszy wiosenny dzień - przedsmak lata. Uwierzcie mi, robi sie tu hardcore. Ktoś mnie ostatnio uświadomił, że już za dwa miesiące, wszelkie formy wypoczynku na świeżym powietrzy będą tutaj niewykonalne. Będzie ciekawie.

A! Na koniec mała zagadka w związku z najbliższym wpisem! Odwiedziłem wczoraj w Abu Dhabi targi zabawek dla dużych chłopców (to nie to o czym być może teraz myślicie - lokalna moralność tego nie toleruje) i jest pytanie - zagadka: z czego to silnik? Xlud, możesz się wreszcie wykazać!

No to do następnego!