...to wyrażenie, które usłyszałem od Yahnusza pare dni temu. Nie mam pojęcia co oznacza (jeszcze), ale słyszę je tutaj w tekście każdej piosenki, którymi obficie jestem atakowany na każdym kroku. I jestem bardziej niż pewnien, że nie oznacza "smaczengo" :-)
Ok. Jestem znowu w Dubaju. Ten wpis będzie krótki, bo w sumie niezbt długo tu jestem. Ale mimo to natłok wrażeń jest dosyć spory, więc przedstawię ich krotką listę:
Primo Podróż.
Tuż przed wylotem złapałem krótki stres związany z pogodą. Lot odbywał się przez Zurich i był na krotką zakładkę (czas na przesiadkę - 45 minut) i w związku z tym bałem się jak ognia jakiegokolwiek opóźnienia na Okęciu. Nie zawiodłem się. Na lotnisko dotarłem około 8.00 (szacun dla Mrufa i Kolana, że chciało im się wstać) i już na wjazd na tablicy odlotów zobaczyłem informację o opóźnieniu mojego lotu o 40 minut. Panika. Samolot ostatecznie wystartował z planowym opóźnieniem, ale widać było, że pilot wyciska ile się da z maszyny bo w Zurichu opóźnienie zmniejszyło się do 15 minut :-) SWISS AIR: Respect! Reszta przebiegła już bez zakłóceń.
Dygresja: Widok Alp z samolotu przy dobrej pogodzie jest nieprawdopodobny. Polecam.
Drugie Primo: Pierwsze wrażenia.
O mój jeny! Jak dobrze było się ponownie zaciągnąć tym słonym powietrzem! Nie wiem czy miałem okazję już o tym pisać, ale zapach miasta jest tu całkowicie inny. Człowiek nie uświadczy tu tlenu filtrowanego przez drzewa, co powoduje, że atmosfera jest niesłychanie morska. Sól czuć wszędzie i pewnie minie trochę czasu, zanim się do tego przyzwyczaję. Ale nie wiedzieć dlaczego poczułem się tu z miejsca jak u siebie. Podróż taksówką przez schodzone tyle razy ulice spowodowało, że poczułem się jakbym nigdy stąd nie wyjeżdżał :-) Różnica jest tylko taka, że (nie wiem czy to z powodu pory roku) na ulicach nie ma takich tłumów jakostatnim razem i korki też jakby były mniejsze. Poza tym poczułem się znowu w swoich rewirach.
Dlatego zaraz po sfinalizowaniu formalności w hotelu (o tym za chwilę) czym prędzej pobiegłem nad Creek. Krotki spacer doprowadził mnie natychmiast do ulubionej restauracji nad jej brzegiem, gdzie nie oparłem się tutejszej specjalności, czyli różanej sheeshy oraz talerza przysmaków z grilla :-) Bombastycznie!
Trzecie Primo: Pogoda.
Hmmm... Jak to najlepiej oddać. Jest jak w bardzo ciepły wrzesień w Polsce. Powietrze jest rześkie (wieczorami jest całkiem chłodno - musiałem założyć bluzę :-) ), ale w dzień słońce robi swoje. Wydaje mi się, że dzisiaj złapałem już pierwsze oznaki opalenizny :-) Do tego dochodzą różne atrakcje, takie jak poranny przelotny deszcz, czy (w momencie kiedy to piszę) widowiskowa burza po drugiej stronie Creeku ;-)
Primo czwarte: Hotel.
Trochę się tu pozmieniało. W sumie nie dotyczy to tylko Hotelu - Dubaj robi się coraz bardziej uporządkowany. I widać to gołym okiem.
Na pierwszy tydzień mam pokój w hotelu, w którym zatrzymałem się ostatnim razem. Podstawowa zmiana: jest Internet w wersji Wi-Fi. Kruczek w tym, że w dość idiotycznym systemie 10 DHS za godzinę. Na pytanie, czy można wykupić sobie bardziej stały dostęp pada odpowiedź: tak, na dwie godziny za 20 DHS. Brawo Dubaj. Kiedy skomentowałem na recepcji, że to trochę drogo, recepcjonistka się ożywiła i konspiracyjnym głosem przytaknęła: teraz za wszsytko w Dubaju trzeba płacić! No zobaczymy.
Primo piąte: Praca.
Mimo, że formalnie zaczynam od jutra, postanowiłem wpaść do biura i obwąchać kąty. Zostałem przyjęty naprawdę ciepło! W składzie osobowym w zasadzie niewiele się zmieniło: ci sami spece od IT, te same recepcjonistki i te same znajome twarze w boksach :-) I wszyscy mnie rozpoznali:) Miło.
Udało mi się odbyć krótkie spotkanie z szefem, and things are looking good! O szczegółach będę informował później.
Primo piąte i pół: Kryzys.
To magiczne słowo dotarło także i tutaj. Wypytałem znajmoego RSC jak to wygląda w Dubaju i okazuje się, że rynek nieruchomości zmierza do załamania. Krążą plotki o setkach samochodów pozostawionych na lotnisku przez ludzi, którzy stąd wyjechali w ostatnich tygodniach. Ja się cieszę - będzie okazja wychaczyć jakieś dobre mieszkanie po dobrej cenie:) Dzisiaj już zaangażowałem tutejszych znajomych do pomocy i pierwsza oferta (bardzo rozsądna) pojawiła się na mieszkanie w bezpośrednim sąsiedztwie Burj Dubai :-)
Poza tym załamał się przemyśł tekstylny. Ale to mnie to nie dotyczy :-)
No i na koniec shoutouts czyli krótkie podziękowania. Wiem, że poprzednia "edycja" blogu urwała się w pewnym momencie i jest niedokończona (ci co wiedzą dalczego to wiedzą), ale nie będę już do niej wracał. Za parę tygodni będę miał okazję jeszcze raz odwiedzić Bahrain więc przy tej okazji to nadrobię.
Wielkie dzięki za wasze wpisy i wsparcie na blogu ( a także poza nim :-)) Mam nadzieję, że mogę dalej na was liczyć. W zamian obiecuję regularnie (na ile to będzie możliwe) raczyć was dawką gorących wrażeń i praktycznych informacji o tym przedzwnym mieście. Zatem zaopatrzcie się w ciepłe kapcie, kocyk i kubek gorącej herbaty, a ja postaram się was dogrzać niezwykle gorącą atmosferą tego miejsca :-) Ech, dobrze być znowu na planecie Dubaj :)
Pozdruffki z pustyni!
A-u-tor.