wtorek, 6 maja 2008

Varia, czyli trip dookoła Creeku

Hej,
Dzisiaj wrzucam zaległe zdjęcia z jednej z moich pierwszych samodzielnych wypraw po Dubaju. Postanowiłem w zeszły piątek, a musicie wiedzieć, że tutaj weekend (czyli dni wolne od pracy) to piątek i sobota (w niedzielę się normalnie pracuje), wybrać się na częściowo pieszy, a częściowo z wykorzystaniem taksówek objazd Creeku.
Cała wycieczka zabrala mi około 4 godzin, ale jak twierdzi Chris, mój szef, zwiedziłem w tym czasie więcej niż przeciętny Expat podczas półrocznego pobytu. Ale do rzeczy...


To pierwsze zdjęcie, które zrobiłem podczas tej wyprawy. Byłem wtedy już po wizycie w Deira City Center, gdzie dokonałem pierwszego chotycznego wpisu na tym blogu. Fotka przedstawia jedno z typowych miejsc gdzie mieszkają Expaci. Nazywa się Deira Marina, jest w stylu śródziemnomorskim z własną przystanią dla ekskluzywnych jachtów (niestety zdjęcia z jachtami mi się nie zapisały - nie wiem czemu - cholerny Nikon).


Żeby tego było mało, na terenie tego osiedla jest jedno z wielu miejscowych pól golfowych. Akurat kiedy tam byłem odbywał się turniej Audi Quattro, więc nie mogłem wejść na samo pole i pstryknąć kilku naprawdę ciekawych zdjęć.


Jeden z pierwszych dołków. Kolo przygotowuje się do putta.


A to jest jedna z nagród w tym turnieju. Drugą był nowy Audi Q7. W kolorze miedzianym. Miodzio.


A tak wygląda treningowy drive (miejsce gdzie trenuje się uderzenia rozpoczynające każdy dołek).


No i żeby nie było, na takim turnieju trzeba się odpowiednio pokazać. Ciekawe tylko, czy to furka mieszkańca osiedla, czy ktoś wpadł na golfa...


A to miejsce na tym osiedlu, z którego łapałem taksówkę. Obiecałem, że na temat furek, jeszcze coś ciekawego napiszę, więc na razie bez komentarza.


To jest wnętrze jednego z mniejszych centrów handlowych w Dubaju. Jest zlokalizowane na samym południu Creeku (Creek to w zasadzie taka wąska i długa kiszka, która w penym momencie się po prostu kończy). Jest tam za to bardzo duży salon IKEA. Swoją drogą to coś czuję, że aby zaspokoić ciekawość żeńskiej cześci czytelników tego blogu, będę musiał jeszcze udokumentować co ciekawsze centra handlowe. Niektóre robią naprawdę piorunujące wrażenie. Np. jedno z największych to Ibn Battuta. Składa się z 5 części, gdzie każda jest w stylu innego regionu: Arabii, Chin, Indii i dwóch, których nie pamiętam. Ale nie będę uprzedzał wydarzeń...

A tu już północna część Creeku, po jego wschodniej stronie na wysokości Deiry, czyli mniej więcej tam gdzie mieszkam (tylko po drugiej stronie). Wpadłem zobaczyć Muzeum Dubaju (za jedyne 3 dirhamy!), które jest niesamowite. W całości jest zlokalizowane w podziemiach, jednak światło tam nie pozwala na robienie fotek. Są tam naprawdę ciekawe instalacje opowiadające o początkach Dubaju, jego historii i osiągnięciach. Prawdziwy "Must See" w Dubaju.


To jest wejście do podziemii Muzeum.



Samo muzeum jest zlokalizowane w historycznym forcie Dubaj, który sam w sobie jest dosyć imonujący.


Na dziedzińcu fortu wzięli i postawili łódkę. Swoją drogą, to na każdym kroku czuć, że Dubaj to przede wszystkim miasto portowe.


A to jest coś co mnie zaskoczyło. Ta część miasta nazywa się Heritage ("Dziedzictwo") i przylega do muzeum od jego południowej strony. Jak sami możecie zauważyć, to typowa architektura żywcem z filmu "Lawrence z Arabii", tyle że odnowiona.


Kiedy robiłem to zdjęcie, była jakaś 14.00. Nie wiem, czy to zasługa pory dnia, czy lokalesi mają tam zakaz wstępu, w każdym razie wiało pustką. Cała ta stosunkowo nieduża "dzielnica" "oblewa" dookola plac jednego z szejków Dubaju. Oficjalnie jest ich trzech. Ale więcej napiszę na ten temat, jak obfotografuję ich 'hawiry'.



To raczej nieudane zdjęcie posiadłości jednego z nich. Kompletnie nie oddaje jej rozmiarów, ani tego, że jest całkiem udanym połączeniem starej i nowoczesnej architektury. Obiecuję to nadrobić.


Jak już pisałem wcześniej, Dubaj to prawdziwy tygiel kulturowy. Jest tu mnóstwo ludzi różnych nacji, z czego na oko 90% to Hindusi (wyliczenia nie mające pewnie pokrycia w faktach, ale jedno jest pewne - na ulicach definitywnie dominują). Dlatego niespecjalnie mnie zdziwił fakt, że w publicznych parkach Deiry (i wokół Creeku) nie rzuca się freesbie, nie kopie piłki ani zośki tylko gra się w krykieta. 

Tu mi się przypomina jeszcze jedna ciekawa rzecz jaką widziałem przemierzając poraz kolejny Souqi (jeszcze o nich nie pisałem, w najbliższych dniach pokaże wam co to jest). Otóż było już grubo po zmroku i szwędałem się z iPodem po wąskich uliczkach handlowych Souqów, kiedy nagle zobaczyłem niemały tłum przed jednym ze sklepów. Byłem pewien, że to kolejna z popularnych tutaj wyprzedaży pod tytułem pralka za 1 dirhama, bo czyścimy magazyn, ale tłum był zbyt duży nawet jak na taką okazję. Z bliska okazało się, że stoją tam sami Hindusi (co jeszcze nie było takie dziwne, w końcu statystycznie jest to możliwe). Po prostu stali tak grupą około 30-40 osób i wpatrywali się w 25 calowy telewizor na wystawie, w którym leciała właśnie jakaś transmisja z międzynarodowego meczu w krykieta z udziałem reprezentacji Indii. Ciekawe czy Polska też stanie w czasie Euro. (A'propos. Mój szef jest Niemcem, więc jesteśmy już ustawieni na oglądanie meczu 8 czerwca z Niemcami. Będę wtedy w Bahrajnie, ale powiedział, że specjalnie wykombinuje jakiś wyjazd służbowy i do mnie wpadnie.  Leo, nie zawiedź!)


Ta fotka to Deira widziana z drugiej strony Creeku. Po prawej stronie widać dwa niskie budynki, z których ten dalej od Creeku to mój hotel. Bez szaleństwa, co?

Ale zdecydowanie ważniejsze na tym zdjęciu jest to co jest niewidoczne. Otóż jak bardzo zbliżycie się do monitora, albo po prostu ściągniecie to zdjęcie to zobaczycie przystań takich małych drewnianych łódek. To tak zwane Abra. Wodne taksówki na Creeku za 1 dirhama. Generalnie jest tu problem z mostami, więc na tej wysokości jest to najszybszy sposób na przedostanie się na drugą stronę...


...dlatego nie myśląc wiele czym prędzej wsiadłem na taką łódkę. Wrażenie jest przednie. To zdjęcie jest zrobione właśnie z takiej łódki jak ta, którą widzicie na zdjęciu.



A to kolejne zdjęcie z cyklu "Z mojego balkonu...". Jest dla mnie o tyle ciekawe, że zrobiłem je po tym jak wróciłem do hotelu, zdrzemnąłem się dwie godziny i wyjrzałem przez okno. Uwierzcie mi, to nie są jeszcze prawdziwe godziny szczytu w Deirze. Po zmroku jest prawie dwa razy gęściej.

I to tyle z tej wyprawy. Następny wpis pojawi się około piątku (chyba że wcześniej uda mi się pokusić się o kolejną wyprawę do Souq-ów, ale najpierw muszę obczaić jak robić zdjęcia tym aparatem przy słabym świetle), bo w piątek rano jestem ustawiny z Rajeevem (RSC dla Emiratów, którego szkolę), na safarii fotograficzne w dubaju. Więc uzbrojcie się w cierpliwość i  przygotujcie zakąski - będzie ostra jazda wizualna.

Na deser krótki news, który usłyszałem w TV Dubai. W 2008 roku Dubaj spodziewa się przyjąć 7 milionów turystów. W 2010 będzie ich już 10 milionów. Dlatego muszą rozbudować bazę do około 500 hoteli w 2010 roku (!). W jednym mieście! W tej chwili Dubaj dysponuje 46 000 miejsc noclegowych w hotelach w całym mieście.

Żeby tego było mało, w 2012 chcą uruchomić Dubai Spaceport. Jedna z tutejszych firm chce wybudować na pustyni pole startowe i wydzierżawić od Virgin Galaxy samolot, który może wystartować z ziemi i wyjść na orbitę. 

Koszt takiej wycieczki nie jest duży... Należy wpłacić 170 tysięcy dolarów zaliczki, plus rezerwacja za miejsca za 20 tysięcy dolarów (miejscówka taka). Ale zastrzegają, że do tego czasu koszty mogą wzrosnąć i spodziewają się, że taka jednodniowa wycieczka w kosmos może zmknąć się już w cenie 250 000 USD. Cóż, wreszcie dojrzałem do zainwestowania w świnkę-skarbonkę.

Pozdruufki.

7 komentarzy:

xx pisze...

Hallo, tu żeńska strona widowni się odzywa:)
Ciasto, wow - co za miejsce masz okazję eksplorować!! Totalny zawrót głowy!! Te budowle, auta i wielbłądy - camel #2 jest boski. To wszystko wygląda jak część innej planety, symbioza starego porządku z super modern stylem... Nie jestem w stanie wyobrazić sobie jak takie miejsce chłonie się "na żywo".
Czekam na kolejne odsłony z niecierpliwością!
Pozdr

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Unknown pisze...

Szalom zalewajkum.
No, żeby nie było, że tylko rodzina i Amsterdam Cię czyta, bo zamieściłeś linka do ich bloga. Publikuj, publikuj, wieje piaskiem i orientem. Jak sutyacja z najebką? Będziesz mógł się czegoś napić do meczu, czy zostanie Ci szisza? Stopień penetracji angielskiego wśród autochtonów? Targują się wśród tego luksusu?
3m się prosto
Ps.Jakby praca Ci się znudziła, to znalazłem ostatnio nabór do bezemisyjnego miasta w Abu Dhabi- http://www.masdaruae.com/text/vacancies.aspx
dziwy panie jak u Szecherezady.

michalk pisze...

ciasto, ostatnio trafilem na fajny artykul o Dubaju w Bloomberg Markets. Podsylam linka do przedruku ktory ukazal sie w ... New Zealand Herald:

http://www.nzherald.co.nz/section/3/story.cfm?c_id=3&objectid=10507493

pzdr

Ciasto pisze...

Tomku (Szaruga?)...

Z alkoholem nie ma problemu jeżeli chodzi o dostęp, ptoblem jest z ceną... Więc umiarkowanie. Powiem szczerze, że tego brakuje mi najbardziej - zimnego dobrego pszenicznego browarka na takim słoneczku. Ale cóż. Może raz zafunduje sobie booze extravaganzza!

Z angielskim... Miejsce gdzie mieszkam nie jest reprezentatywne dla angielskojęzycznych expatów. Jdnak ku mojemu zaskoczeniu nie ma problemu, jeżeli chodzi o kuminikację w kierunku ty -> odbiorca. Spowrotem jest już dużo gorzej. W 7 przypadkach na 10 nie wiem co mi odpowiadają.

Ciasto pisze...

Tomku (Szaruga?)...

Z alkoholem nie ma problemu jeżeli chodzi o dostęp, ptoblem jest z ceną... Więc umiarkowanie. Powiem szczerze, że tego brakuje mi najbardziej - zimnego dobrego pszenicznego browarka na takim słoneczku. Ale cóż. Może raz zafunduje sobie booze extravaganzza!

Z angielskim... Miejsce gdzie mieszkam nie jest reprezentatywne dla angielskojęzycznych expatów. Jdnak ku mojemu zaskoczeniu nie ma problemu, jeżeli chodzi o kuminikację w kierunku ty -> odbiorca. Spowrotem jest już dużo gorzej. W 7 przypadkach na 10 nie wiem co mi odpowiadają.

Iza S-T pisze...

A tu druga damska przedstwicielka, tym razem firmowa. Poogladalam, poczytalam i posmialam sie szczegolnie z komuniakcji: TAM I SPOWROTEM ( a moze z powrotem??). Fajne kontrasty : Pustka-Tlumy i nawet poczatkowo myslalam, ze mieszka tam jeden czlowiek, ktory gra w golfa...aaaa i drugi, ktory robi zdjecia. Moze troche o kanonanch mody biurowej poprosze, bo na zdjeciu naszego biura w Bahrajnie (tego z biurkowego kalendarza) to obowiazuje dlugie, biale cos od glowy do stop - u mezczyzny! A kobitki jakies tam maja , poza tymi w recepcji..?? Pozdrowionka z takiej jednej polskiej wsi.