poniedziałek, 19 stycznia 2009

Czyli co...?

Elo,

Dzyń. Minął tydzień.

Nawet nie zauważyłem kiedy. Z każdym dniem mam wrażenie, że wszystko zaczyna się toczyć coraz szybciej. Udaje mi się złapać oddech głównie wtedy, kiedy wracam do hotelu Al-Kalisz i okazuje się, że nowa cudowna usługa internetowa... nie działa. Tak było przez ostatnie dwa dni. W takich chwilach, kiedy już przeskoczę wszystkie 21 kanałów dostępnych w telewizji (na których jeszcze nigdy nie udało mi się znaleźć nic ciekawego), ubieram się, wstaję i wychodzę :) I zawsze okazuje się, że to był najjepszy pomysł z możliwych :-) Niestety, ciemną stroną tej rozrywki jest to, że powstają mi zaległości w blogu. Nie wiem, kiedy je nadrobię, ale wytrwale będę próbował.

Na początek kilka informacji prosto z parafii:

Prognoza:
Pamiętacie to co pisałem w porzednim pośce o wrześniu? Bzdura. Biję się w piersi i odszczekuję. W rzeczywistości jest tak: temperatura w dzień do ok. 22 st., w nocy mniej więcej 12-16, dużo przelotnych deszczy i cudownie świeże powietrze. To, plus kilak ostatnich spacerów po bardziej zielonych częściach Deiry jednoznacznie każą mi określić tę pogodę jako wiosenna w najlepszym tego słowa wydaniu :-)

Praca:
Powoli, acz konsekwentnie. Do tej pory jeszcze jestem w okresie adaptacyjno-prowizorycznym, więc konkrety przyjdą z czasem.

Mieszkanie:
Za chwilę napiszę o tym więcej. Póki co o tydzień przedłużono mi pobyt w bezapelacyjnie najcudowniejszym hotelu na świecie: Al-Kalisz.

Kryzys:
O tak. Jest i ma się coraz lepiej. Kilka faktów z gazet: oficjalnie 8% populacji Dubaju wyjechało z miasta (plotki na ulicy mówią już o 15-20%). Najbardziej dostało się oczywiście branży budowlanej ale chyba całkiem zasłużenie. W zeszłym roku ceny zakupu nieruchomości w Dubaju podwoiły się (tak, wzrosły o 100% - ale inwestycja co?), osiągając pułap blisko 12,300 USD za stopę kwadratową w najlepszych lokalizacjach. To więcej niż w Londynie. Teraz ceny spadają, tylko nie tak szybko jak rosły :-) W efekcie załamania popytu, większość planowanych inwestycji poza infrastrukturalnymi zostało wstrzymane, lub zamknięte. Coraz głośniej mówi się o niewypłacalności największych developerów. Jako pierwsze zamykają się oczywiśce firmy architeckie (ciekawe jak to się odmienia - konkurs?) oraz mniejsi developerzy. Dodatkowo, wszyscy ci, którzy korzystając z łatwego kredytu kupowali nieruchomości w ostatnim czasie po kosmicznych cenach, wypychają teraz co mogą, albo po prostu uciekają z kraju :). Do tego giełda (taka tam giełda, raptem kilkadziesiąt spółek) zanotowała spadek o 70% od sierpnia. Nastroje są więc minorowe. Ale z drugiej strony to dobra lekcja dla lokalnego rynku. Raj spekulantów przynajmniej na chwilę stanie się rynkiem konsumenta.

Skoro już o nieruchomościach mowa, to przy okazji opowiem wam trochę o tym, co ostatnio zajmuje mi najwięcej czasu: poszukiwanie mieszkania.

Przyjazd do tego miasta na cztery tygodnie to czysta frajda turystyczna. Przyjazd z perspektywą pozostania tu na dłużej to zupełnie inna bajka. Pierwsze wyzwanie przed którym stanąłem to wybór miejsca do mieszkania. Sprawa nie jest taka prosta z kilku względów.

Po pierwsze, mimo co raz bardziej miękkiego rynk nieruchomości, najbardziej popularne dzielnice w Dubaju ciągle są zapełnione w blisko 100%. Dobrym przykładem jest cały obszar Dubai Marina. Jest on o tyle nieziemski, że składa się w całości (razem ze składowymi Jumeirah Beach Rsidence oraz Jumeirach Lake Towers) z kilkudziesięciu, jeżeli nie z kilkuset gigantycznych apartamentowców (średnio po 30 pięter). Powoduje to, że wrażenie tego miejsca jest skrzyżowaniem ultranowoczesnego mitu wieżowców-miast z filmów Anime z księżycowym krajobrazem (gdyby oczywiście księżyc był nad brzegiem morza i miał taką piękną plażę). Znaleźć tam wolny apartament w rozsądnej cenie - niemożliwe. A w takich miejscach jak JBR - prawie niemożliwe niezależnie od ceny.

Dlatego kiedy pierwszy raz usiadłem nad gazetą z ogłoszniami, poświęciłem jej nie więcej niż pięć minut i odpaliłem internet, aby mieć jakiekolwiek pojęcie o czym tam piszą. Dubaj może nie być dużym miastem (jak na standardy światowe), ale jest dosyć rozległy. Składa się z kępek osiedli mieszkalnych porozrzucanych wzdłuż głownej arterii miasta (wschód - zachód) plus niedobitki w jego południowej części. Swoją przygodę z poszukiwaniem mieszkania zacząłem od Downtown Burj Dubai, czyli dzielnicy, w której sercu stoi Burj Dubai (a'propos - jego otwarcie planowane jest na 09.09.2009). Znalazłem całkiem przyjemny apartament na 35 piętrze z częściowym widokiem na zatokę - jakieś 60 m kw. Niestety cena okazała się nie do zaakceptowania przez szefa, więc musiałem wysilić się trochę bardziej.

Dzisiaj odwiedziłem w sumie trzy lokalizacje. Rozpocząłem od dzielnicy, która nazywa się Discovery Gardens. To takie przeogromne osidle upstrzone mini-blokami o wysokim standardzie i niskiej zabudowie. Znalazłem niesamowite 120 metrowe mieszkanie (kawalerka, zeby nie bylo) w cenie prawie o polowe niższej. Jak to - zapytacie. Powod jest prosty. Osiedle jest swieże - nie załapało się na boom - więc prawie niezamieszkane. Oprócz domów znajduje się tam tylko przestrzeń parkingowa (niezadaszona!) no i samo osiedle jest zlokalizowane na końcu wszsytkiego. Dalej jest już chyba tylko pustynia. 30 km od mojego biura. Fajne, ale szukałem dalej.

Druga lokalizacja to właśnie Dubai Marina. Tzn. nazwanie tego Dubai Marina to jest już grube naciągnięcie. Budynek jest całkowicie nowy (kiedy tam się szwędałem to poza mną byli tylko robotnicy). Facet z administracji z wielką łaską i wymownym milczeniem ("matko, kolejny...") pokazał mi mieszkanie na 22 piętrze z widokiem z jednej strony na dziurę, w której za chwilę powstanie kolejna wieża oraz elektrownię gazową z drugiej. W cenach niewiele niższych niż Downtown Burj Dubai. Poczułem, że w dalszym ciągu nic nie znalazłem.

Wróciwszy do biura znalazłem na biurku wydarte przez kogoś ogłoszenie z gazety o apartamentach w nowym budynku w Bur Dubai. Bur Dubai leży naprzeciw Deiry po drugiej stronie Creeku. W zasadzie nigdy się tam nie zapuszczałem zbyt głęboko (expaci rzadko to robią), ale pomyślałem: "a co...". Dotarłem tam koło 20.00 po przebojach z taksówką. Mieszkanie było całkiem - całkiem (duże, fajnie rozplanowane z rozsądną ceną) tyle że w okolicy, gdzie europejczyków nawet ze świecą nie warto szukać. Zrezygnowany pomyślałem, że wrócę do hotelu spacerem, to przynajmniej tyle będę miał z tej wyprawy.

I tak snując się najpierw węższymi uliczkami, potem już nieco szerszymi doszedłem do serca tego miasta. Poważnie. To gdzie się znalazłem to jego aorta w czystym wydaniu. Ulice pełne są ludzi, kafejek, przedziwnych restauracji, pięknych centrów handlowych i niesamowitego życia. Bur Dubai to właściwe centrum Dubaju. To taka Deira, tylko zamieszkana przez lokalesów, którym bardzo dobrze się wiedzie. Ma klimat prawdziwego tygla, a przy tym jest niesłychanie rozlegy (zajmuje znaczną część na zachód i północ od Creeku). Pomyślałem, że jak mieszkać w Dubaju to tylko tutaj! Jaki jest sens alienowania się w gigantycznych apartamentowcach? Po co skazywać się na życie w społeczności expatów i udawanie, że mieszka się w europejskim mieście? Przedmieścia może i są fajne, ale dla kogoś, kto po 1,5h stania w korku wie, że w domu nie będzie sam!

Ergo: wiem już gdzie! Teraz jeszcze tylko dla pewności trzeba przeskanować rynek. No i moi drodzy... nie ma lepszego miejsca na przyjęcie gości z rodzimego kraju. Nigdzie indziej nie zrobicie takich zakupów jak tutaj! Sprzedawcy są zawsze mili i jowialni, a targowanie się to ich żywioł! (W ciągu dwóch minut rozmowy otrzymałem ofertę na PS3 za 1,200 AED - z ekstra kontrolerem - przy cenie startowej 1,600! A prawie się nie odzywałem!)

No dobra, dosyć tych nudów. Na koniec mała wisienka. Przepraszam wszystkich za brak zdjęć, ale tym razem nie wyposażyłem się w aparat. Minie jeszcze chwila zanim nabędę sobie własny, dlatego muszę niestety nadrabiać miną, czyli moim telefonem. Ale poniższe fotki aż się prosiły aby je zrobić (sorki za jakość). A zatem z cyklu "O mój jeny...":








Następnym razem postaram się złapać jakieś rozgrzewające widoczki!

Do następnego!

Aftor.

PS.

Dzięki za wszelkie uwagi dotyczące ortografii i interpunkcji. Pewnie się już nie poprawię, ale kropla drąży skałę więc nigdy nic nei wiadomo! Proszę o więcej!

3 komentarze:

xyz pisze...

Pozdrawiam,ściskam,kochamy Cię.Mama

Anonimowy pisze...

...gdyby księżyc był nad brzegiem morza... - piękne. pzdr. Kono

Anonimowy pisze...

Nie zapomniałem, wszystkiego naj.. i samych pomyslnych zdarzeń.
Elektron